Beznadziejne czy hitowe? 2 peelingi ziarniste Lirene - recenzje.

Beznadziejne czy hitowe? 2 peelingi ziarniste Lirene - recenzje.

Witajcie!

Każdy kolejny post zaczynałabym albo od przepraszania (czego nie lubię generalnie u blogerów, vlogerów itp.) lub od zachwalania siebie i okazywania radości, że w końcu nadszedł ten kolejny moment - moment na nowy post! Zamiast tego skupię się jednak na konkretach.

Dzisiaj o 2 peelingach - całkiem niedawno wypuszczonych przez firmę Lirene nowościach do pielęgnacji twarzy. W ofercie są dostępne 3 wersje - peeling enzymatyczny oraz 2 ziarniste, ja wybrałam te ostatnie.



Ostatnimi czasy testuję przeróżne peelingi, po tych od Lirene zakupiłam kilka kolejnych. Szukam podobnej petardy, jaką od zawsze był dla mnie morelowy peeling St Ives i jego odpowiednik Soraya, o którym pisałam tutaj - klik. Gdy zobaczyłam gdzieś w przestrzeniach sieci, że Lirene wypuszcza nowości, bez wahania zakupiłam od razu 2 tubki - Bambusowy Peeling Gruboziarnisty z ekstraktem z mięty oraz Peeling Drobnoziarnisty z olejkiem z czarnej porzeczki.

Zacznijmy od opakowania - tubki o pojemności 75 ml stojące do góry nogami, elastyczne - nie będzie problemu z ich wykończeniem. Fajne jest to, że każda tubka jest innego, przyjemnego pastelowego koloru, odpowiadającego odcieniowi samego kosmetyku. Ogólnie jeśli chodzi o zewnętrze nie mam żadnych zastrzeżeń.



Peeling drobnoziarnisty (fioletowy) ma żelową formułę, gruboziarnisty (miętowy) kremową. Fioletowy jest rzadszy. Obydwa mają przyjemne zapachy. Drobnoziarnisty pachnie słodko i porzeczkowo natomiast gruboziarnisty... nie umiem jak zwykle określić - ale jest przyjemny, zdecydowanie nie miętowy i na szczęście bo za miętą nie przepadam.



Z wielkim zapałem przystąpiłam do testów, kolory i zapachy były obiecujące. Na początku wycisnęłam po odrobinie na dłoń, przejechałam palcem i... od razu mini rozczarowanie. Pamiętam konsystencję i ilość drobinek mojego ulubieńca - te się z nim niestety nie pokrywały. Peelingi Lirene są delikatne, nie mają silnych właściwości złuszczających a to może być zarówno dla kogoś plusem jak i wadą. Osobom z delikatną skórą być może one wystarczą. Ja pomimo, że mam właśnie raczej taką skórę lubię coś bardziej inwazyjnego, krótko mówiąc - porządnego.



Nie myślcie jednak, że jestem nimi totalnie rozczarowana. Cóż... pomimo swojej delikatności - w jakiś dziwny sposób całkiem fajnie działają! Może nie mam po nich skóry gładziutkiej jak policzki mojego dziecka ale na pewno nie mogę powiedzieć, że nie odczuwam żadnej różnicy. Skóra zdecydowanie jest wygładzona a suche skórki w jakiejś części usunięte (ja mam ich sporo).

Moim najlepszym sposobem na te 2 peelingi, który wypracowałam sobie z biegiem ich używania jest stosowanie ich obu jednocześnie - jeden zaraz po drugim (teraz wpadłam na pomysł ich zmieszania - dlaczego tak późno, na pewno spróbuję). Jeden uzupełnia drugi - nie ma znaczenia kolejność. Wtedy efekt jest jeszcze lepszy. Gdybym miała jednak wybrać jeden spośród ich dwóch to sięgnęłabym po peeling drobnoziarnisty, dla mnie jest ciutkę bardziej skuteczny.



Po dłuższym okresie regularnego stosowania  moja ocena jest wypośrodkowana. Nie mogę napisać, że kosmetyki mnie zawiodły ale też nie zachwyciły. Podobają mi się ich opakowania, kolory, zapachy - brakuje mi osobiście lepszej skuteczności ale jak już wspomniałam - to odczucie może się różnić u innych osób biorąc pod uwagę ich oczekiwania.

Peelingi są przeznaczone do każdego typu cery.
Pojemność - 75 ml, cena -  ok. 17 zł w cenie regularnej.

Z marką Lirene współpracuję od kilku dobrych lat i mam do niej duży sentyment (peelingi kupiłam sama). Dzięki temu miałam okazję testować wiele dobrych kosmetyków z ich asortymentu a sama współpraca jest bardziej niż przyjemna w kontakcie bezpośrednim. Do tego jest to firma polska - tym bardziej miło mieć świadomość, że wspieramy swoich. Ten post absolutnie nie jest sponsorowany - nie jestem osobą, którą wybraliby do tego :D Firmę bardzo lubię i należą im się słowa uznania od zadowolonej konsumentki :)


Na koniec garstka pytań, bez tego nie może się post obejść :) Dajcie znać czy znacie recenzowane dzisiaj peelingi i jakie w ogóle jest wasze zdanie na temat marki, macie ich ulubione kosmetyki?





Nowości Nivea

Nowości Nivea

Zbieram się w sobie i zbieram do powrotu do blogowania. Chodzą różne myśli po głowie - skrajne. Począwszy od zamknięcia bloga, poprzez zawieszenie jego pisania po tą najbardziej pożądaną czyli zmuszenie się do jego regularnego prowadzenia. Zmuszenie się w cudzysłowie bo nigdy jego pisanie nie przysparzało mi negatywnych odczuć, wręcz przeciwnie. Niestety każda blogująca mama wie, jak życie zmienia się po wydaniu na świat naszych potomków... Czas przecieka jak woda przez palce. Ale chęci pozostają te same... Więc szukamy rozwiązań i bijemy się z myślami - jak to ogarnąć :)

Mojej mobilizacji nadszedł czas. Mam przygotowane tematy do kilku kolejnych postów. Dzisiaj zacznę od lekkiego i przyjemnego - bo takim jest obserwowanie wypuszczanych na rynek przez firmy kosmetycznych nowości.

Ja, od dobrego roku, otrzymuję nowości od firmy Nivea. Regularnie pokazuję wam je na Instagramie a dzisiaj zebrałam je w jednym miejscu i zaprezentuje je w formie posta. Będą pokazywały się również recenzje poszczególnych produktów.

Oto zestawienie nowości:


Znajdziemy tutaj:


Musy do pielęgnacji ciała z przeznaczeniem dla skóry suchej - czyli ewidentnie coś dla mnie. Im zdecydowanie muszę poświecić osobny post.


Lakier i pianka regenerujące Care & Hold. O ile z piankami nie mam żadnego doświadczenia tak lakier ląduje na moich włosach co jakiś czas ale w miarę regularnie w celu ujarzmienia puszystych "baby hair". Pianka również zadebiutuje w moim włosowym życiu. Chcę przetestować ją przy delikatnych stylizacjach. Podobno ma je utrwalić :)


Kolejny kosmetyk do włosów to odżywka Hair Mil, która czeka na swoją kolej do testowania.


2 produkty do ust to znowu kosmetyki, bez których nie wyobrażam sobie każdego dnia. Tutaj klasyczna pomadka nawilżająca w limitowanej brokatowej wersji oraz innowacyjna forma tego kosmetyku w jajeczkowym wydaniu.


Krem do rąk w odmienionej tubce. Możemy zadać pytanie - po co te zmiany i innowacje. Ale tak szczerze - która z nas nie przepada właśnie za takimi nowinkami? Nawet jeśli chodzi o opakowania?


I zdjęcie ale wcale nie ostatnia nowość od Nivea czyli mleczko do opalaia, które jednocześnie przyspiesza jego proces a z drugiej strony chroni naszą skórę przed promieniowaniem słonecznym poprzez zawarte w nim filtry.

Dodatkową nowością, której nie ujęłam na zdjęciach są klasyczne kremy nawilżające Nivea w 3 różnych wersjach zapachowych, które można używać samodzielnie bądź miksować zapach wg własnych preferencji. O nich również na pewno znajdzie się post na blogu.

I tak na koniec... Dajcie mi znać, że jeszcze tutaj ze mną jesteście :) Wiem, że dłuższe przerwy w blogowaniu sprawiają, że ten internetowy "dom" pustoszeje. Ale głęboko wierzę, że mój czas na zakończenie tej blogowej imprezy jeszcze nie nadszedł. Moja mobilizacja, Wasza obecność i wparcie mogą sprawić, że życie tutaj z powrotem zacznie tętnić.

Firmie Nivea dziękuję za regularne przesyłki i możliwość testowania waszych nowości.
Bullet Journal 2018, podsumowanie starego roku, plany na nowy.

Bullet Journal 2018, podsumowanie starego roku, plany na nowy.

Witajcie! Czuję się, jakbym wracała po 2 latach przerwy do was, zdecydowanie za długo mnie tu nie było. Czas mi przelatuje jak woda przez palce. Nadmiar obowiązków ale jednocześnie ich rutyna czasami powodują, że pomimo, że mam cele i plany to brak mi momentami entuzjazmu i energii potrzebnych do ich realizacji. Ale ja jestem taka, że milion razy "upadam" po czym milion pierwszy raz ponownie zabieram się do działania.


Jak mi minął zeszły rok, co się u mnie zmieniło... 2017 był rokiem pewnych zmian. Przede wszystkim pod koniec 2016 roku zakończyłam współpracę z moim byłym zakładem pracy. Fakt ten przyczynił się znacząco do podjęcia przeze mnie decyzji o próbie założenia działalności gospodarczej co się udało zrealizować. Postanowiłam w tym momencie życia spróbować swoich sił i zacząć robić to co najbardziej kocham i czym się pasjonuję czyli wizażem. Dodatkowo ukończyłam kurs przedłużania rzęs i od kilku dobrych miesięcy również tym się zajmuję :) Każdy kto otwiera działalność wie, że początki nie są łatwe. Trzeba wykazać się wysoką samodyscypliną i pracowitością, znaleźć lub wywalczyć miejsce obok sporej konkurencji. Także w 2017 roku - zostałam businesswoman ;)

Prywatnie z kolei nie udało mi się osiągnąć pewnego znaczącego dla mnie celu, który miał się rozwiązać pod koniec roku. Ale sprawa nadal jest w toku i od mojej pracowitości i zaangażowania zależy, kiedy ten moment nadejdzie. Ogólnie 2017 rok poza tym powyższym był względnie sprzyjający. Mnie i malutką oraz najbliższych ominęły poważniejsze choroby, przybył nam na świat nowy członek rodziny, dalej jestem tutaj, piszę do was i mam nadzieję, że jeszcze wiele, wiele przede mną. Pomimo tego, że w środku mnie samej jest niewypełniona dziura, luka, przestrzeń, pustka to mam w sobie nadzieję, która mnie w niewidoczny sposób pcha do przodu.

Nie mogę nie wspomnieć w podsumowaniu roku o moim dziecku, Pucia latem będzie już miała 4 lata! Jest przebojową, upartą, charakterną, zdrową i śliczną dziewczynką. Widzę w niej nie tylko przebłyski ale sporą dawkę odziedziczonego po mnie charakterku i raz załamuję ręce w związku z tym a raz pękam z dumy :) To istna diva i drama queen! Moje serce. Mój motywator i bariera przed staczaniem się w dół.

Pisząc o swoim dziecku od razu przychodzą mi na myśl maleństwa, które również przybyły na świat u innych blogerek w zeszłym roku. To jest takie pozytywne, że każda z nas lub wiele z nas od lat obserwuje się wzajemnie gdy wychodzimy za mąż a potem pojawiają się dzieci, zmieniają się nasze priorytety, przewartościowujemy wiele kwestii.

Najmniej korzystnie ze wszystkiego chyba wychodzi mi podsumowanie roczne na blogu (tu emotka śmiech przez łzy). Postów nie było tyle co planowałam, zabrakło mi wielu tematów i blog nie wyglądał tak, jakbym sobie tego sama życzyła. Wiecie, mi nie zależy na świetnym szablonie, na statystykach choć oczywiście - to wszystko jest przyjazne dla oka oraz motywujące i dodające powera ale zależy mi aby ten blog żył, żeby wracały do niego osoby identyfikujące go z moją osobą. Osoby, które tutaj czują się dobrze, znajdą treści dla siebie, będą się z nimi utożsamiać bądź dyskutować.

Moim założeniem na nowy rok jest więc między innymi aby blog przestał być już tylko katalogiem z recenzjami pojedynczych produktów ale poszerzał swoją tematykę, aby pojawiła się różnorodność nawet w tych kosmetycznych tematach bo jednak to była i będzie główna jego tematyka. Chciałabym wprowadzić trochę lifestylu. Jak wyjdzie - zobaczymy. Ja zawsze jestem dobrej myśli, lub najczęściej.

Dobra, przechodzimy do obecności i przyszłości.

Jeśli chodzi o moje prywatne plany to tym razem nie chcę niczego deklarować. Głównie chcę się skupić na osiągnięciu mojego prywatnego celu, o którym pisałam powyżej. Poza nim chcę po prostu dawać sobie radę z codziennością, czerpać z każdego dnia przyjemność, dawać radę obowiązkom i problemom, które na pewno czasami się będą pojawiać. Bardzo bym chciała przestać marnować resztki wolnego czasu, który posiadam i w tym na pewno pomoże mi raz - organizacja codzienności i dwa - dyscyplina w realizowaniu codziennych założeń.


W zeszłym roku zaczęłam prowadzić Bullet Journal, który stał się w blogosferze i nie tylko bardzo popularną formą organizacji swojego czasu i planowania. Obecnie swój prowadzę w zeszycie Memo Book. Niestety poprzedni BJ zgubiłam a raczej zostawiłam na pastwę losu w pociągu relacji Sosnowiec - Szczecin. Ja, która zawsze gdy opuszcza "obce" miejsca sto razy się rozgląda i zagląda do wszelakich zakamarków czy nic nie zostawiłam - tym razem w pięknym stylu zapomniałam o całym rytuale i zapomniałam go zabrać z kieszonki siedzenia znajdującego się przede mną.


W dzisiejszym poście w połączeniu z podsumowaniem roku, chciałabym wam pokazać moją nową rozpiskę w Bullet Journal na 2018 rok. Dajcie koniecznie znać jak to jest u was z organizacją czasu. Czy potrzebujecie pomocników w postaci BJ, plannerów bądź kalendarzy? Czy jesteście z tych osób, które sama myśl o rozpisywaniu sobie dni lub tygodni z miejsca irytuje.



Nowy rok w Bullet Journal zaczynam zawsze od tzw. future log, czyli rozpiski ogólnej pozwalającej nam zapisywać istotne daty, wydarzenia na nadchodzące miesiące. Gdy dany miesiąc w roku nadchodzi, przenosimy te wydarzenia do typowej już rozpiski miesięcznej. U mnie - zdecydowanie pomocne w przypadku np. - wizyt lekarskich, wydarzeń w przedszkolu czy innych tego typu dat.

W tym roku chciałabym realizować założenia związane z blogiem - planować konkretne posty na dany miesiąc i je faktycznie pisać! Ma mi w tym pomóc poniższa tabela.


Mam zamiar w końcu stworzyć listę filmów i seriali do obejrzenia oraz książek do przeczytania i znajdować na to wszystko czas! U mnie sprawa jest prosta - odkładam telefon jak najczęściej w ciągu dnia i już znajdują przynajmniej dodatkową godzinę. Mówię oczywiście tutaj o bezmyślnym scrollowaniu, które w paskudny sposób kradnie nam cenne minuty z każdego dnia.


Spróbuję poprowadzić kontrolowaną skarbonkę. Może w ten sposób uda mi się odłożyć parę groszy ale akurat ta kwestia w tym przynajmniej roku jest najmniej pewna. Mimo wszystko zobaczę jak to wyjdzie.


Zawsze w moim BuJo musi się pojawić lista rzeczy po prostu - do zrobienia. Są to zazwyczaj zdania, które nie muszą być zrealizowane  tu i teraz. Gdy przychodzi (co rzadko się zdarza ale czasami bywa) czas wolniejszy od wszelakich obowiązków i mam ochotę się za coś zabrać, zerkam wtedy do tej właśnie listy.


W tym roku, skoro planuję być tak super zorganizowana to chętnie sprawdzę czy będzie to się przekładało na moje statystyki kont społecznościowych. Dla własnej informacji i przemyśleń.


Chciałabym też wprowadzić na bloga cykl postów z ulubieńcami i inspiracjami - bardzo lubię tą tematykę u innych, to naprawdę działa :)


Będąc już przy miesięcznej rozkładówce to w moim BJ wygląda ona tak: zawsze zaczynam stroną tytułową, po czym robię miesięczną rozpiskę a później rozpisuję tygodnie.




Nie wyobrażam sobie nie prowadzić listy rachunków do opłacenia, nie znoszę tego robić i często się w tym gubiłam czy za coś już zapłaciłam czy nie. Wolę mieć to starannie rozpisane i zaznaczone nić potem latać po historii bankowych przelewów.


Wspomnę jeszcze o czymś oczywistym dla każdej kosmetycznej maniaczki, a czego wam jeszcze nie pokazałam powyżej. Jakby mogło się obejść bez naszego must have czyli - wishlisty! U mnie ona zajmuje dobrych kilka stron ponieważ w tym roku chcę sporo przeorganizować w kwestii swojej "kolekcji".


W moim Bullet Journal od początku nie sprawdzała się numeracja stron. Wymyśliłam sobie zatem inną formę zaznaczania poszczególnych tabelek i rozpisek i robię to za pomocą kolorowych taśm washi. Mój idex wygląda tak:


Z boku zeszytu zaznaczam bieżący miesiąc i tydzień.


Natomiast u góry pozostałe rozpiski.


Jedynymi póki co stronami zaznaczonymi po długości to strony z Wishlistą :)


Ach! Na końcu zeszytu znajduje się jeszcze rozpiska z zamówieniami z Aliexpress. Zapisuję tam co kupiłam, kiedy oraz kiedy do mnie przyszło (bądź nie).


No dobra. Myślę, że tym postem zrekompensowałam sobie i wam tak długą przerwę od ostatniego posta. Jeśli dotrwaliście do końca to serdecznie wam gratuluję :) A sobie życzę wytrwałości w blogowaniu i trzymanie się założeń z nim związanych. Zbyt długo opiekuję się tym dzieciaczkiem aby dać mu odejść i zaprzepaścić tych kilka dobrych lat :)