My Secret Hot Colors - Paradise Island i Dive Into The Ocean. Recenzja  i makijaż.

My Secret Hot Colors - Paradise Island i Dive Into The Ocean. Recenzja i makijaż.

Wracam dzisiaj z recenzjami kolejnych paletek, które są nowościami w szafie firmy My Secret. Jest to kontynuacja serii Hot Colors, choć dwie nowe wersje kolorystyczne są zdecydowanie bardziej stonowane i odbiegają od jaskrawości, którą charakteryzowały się 3 poprzednie wydania (klik i klik).


Paletka po lewej z bardziej wyrazistymi odcieniami to "Paradise Island" a po prawej "Dive Into The Ocean". 


Obydwie paletki cechują się jak zwykle mocno napigmentowanymi kolorami. Większość cieni (poza dwoma z Dive Into The Ocean) są cieniami o unikatowym wykończeniu - ani to perła, ani satyna, są jakby mokrawe. Dwa pozostałe z oceanicznej paletki to cienie pudrowe, matowe z mikroskopijnymi drobinkami. 

Cienie jak wspomniałam są niesamowicie napigmentowane - to charakterystyczna cecha większości paletek od My Secret, tym bardziej zjednująca sobie rzesze fanek, że za tak dobrą jakością nie idzie w śladzie wysoka cena. Bez użycia bazy znakomicie oddadzą swoje kolory na powiekach. Cienie świetnie się blendują, aczkolwiek nie są najbardziej łaskawymi w kwestii przyczepności do pędzelka. Pozwala to jednak na nie przesadzenie z nakładaniem ich na powieki - można spokojnie budować ich nasycenie poprzez dodawanie kolejnych warstw. Kolejną ich zaletą jest to, że nie mają większej tendencji do osypywania się. Robiąc jednak makijaż przy użyciu granatów lub ciemnej zieleni sugerowałabym mimo wszystko wykonanie makijażu oka przed nałożeniem podkładu i korektora. 

Mnie osobiście do kupna paletek zachęca zawsze udane zestawienie kolorystyczne każdej z nich. Nie potrafię im się oprzeć. Przy ich pomocy możemy wykonać najprzeróżniejsze makijaże - od stonowanych do bardzo soczystych i bardziej odważnych.

Regularna cena paletek to 12,99 zł. Dostępne w drogeriach Natura.







Jak zwykle staram się przy pisaniu recenzji o nowościach w kolorówce (szczególnie w temacie cieni do powiek) wykonać makijaż z ich udziałem. Dzisiejsza propozycja jest dość prosta i nie wyszukana. Jest to nieco bardziej kolorowy makijaż na każdy dzień.

Która z was ma już którąś z paletek? 







I jeszcze jedno zdjęcie innej, znacznie delikatniejszej wersji makijażu.



Vichy Idealia Skin Sleep. Regenerujący balsam w żelu na noc.

Vichy Idealia Skin Sleep. Regenerujący balsam w żelu na noc.

Na blogu w prawym pasku bocznym przybył ostatnio nowy baner. Udało mi się bowiem załapać do programu dla Ambasadorek Klubu Ekspertek na portalu Ofeminin. Przyznam, ze fakt ten ponownie mocno mnie zmobilizował do próbowania wygospodarowania regularnie wolnego czasu i powrotu do blogowania.

Byłam bardzo zadowolona gdy króciutko po dostaniu się do programu udało mi się również załapać do testowania kremu od Vichy, tym bardziej, że teoretycznie wydał się kosmetykiem idealnie przeznaczonym właśnie dla mnie. Dzisiaj napiszę wam o nim kilka słów.




Vichy Idealia Skin Sleep to krem o konsystencji balsamu w żelu. Faktycznie nie jest to ani typowy krem ani żel tylko jakby te dwie konsystencje ze sobą połączone.



Krem charakteryzuje się zawartością aktywnych składników (między innymi: kwas hialuronowy, kofeina, witamina B3), które działają na naszą skórę, podczas jej snu. Dzięki nim skóra pomimo niedoboru snu wygląda na wypoczętą i rozświetloną. Dodatkowo otrzymujemy dawkę nawilżenia, cera powinna być wygładzona i sprężysta.



Kosmetyk pomimo konsystencji, która sprawia wrażenie dość lekkiej pozostawia na skórze wyczuwalną warstwę. Ja taki efekt osobiście preferuję. Odczucie to dość szybko zanika. Moja skóra po wieczornym oczyszczaniu jej żelem jest zawsze mniej lub mocniej ściągnięta. Krem przynosi jej natychmiastową ulgę.

Podkreślaną funkcją kremu jest przywrócenie skórze blasku pomimo niedoboru snu. Dlatego właśnie wyżej pisałam, że krem wydaje się być idealny dla mnie - młodej mamy, która cierpi na notorycznie niewyspanie :)



Kosmetyk znajduje się w szklanym, dość ciężkim słoiczku, zamknięty wieczkiem z lusterkiem. Wygląda ładnie i ekskluzywnie. Ma delikatny, przyjemny zapach oraz być może nie istotny ale jakże przyjemny i przyjazny kobietom różany kolor. 



Po przetestowaniu kremu zauważyłam, że:
- skóra rano jest ładnie wygładzona,
- drobne wypryski, oznaki zanieczyszczenia po całym dniu rano są znacznie zniwelowane,
- skóra jest nadal bardzo dobrze nawilżona,
- pory są zwężone.

Czy skóra wygląda na wypoczętą i rozświetloną? Tak, owszem. Uważam jednak nadal, że jest to głównie zasługa samego snu mimo wszystko. Działanie kremu na pewno jednak ten efekt podbija i co do tego nie mam wątpliwości.

Póki co jestem z kremu bardzo zadowolona i bardzo się cieszę, że miałam okazję go przetestować. Krem nie wywołał u mnie żadnych podrażnień. Skóra po przebudzeniu jest świetnie nawilżona. Kosmetyk używam stosunkowo nie długo, mam nadzieję, że im dłużej będę go stosować tym bardziej utwierdzę się w swoich spostrzeżeniach. Na pewno przy okazji denka dam wam o tym znać.

Krem otrzymujemy standardowo w słoiczku o pojemności 50 ml. Cena - 120 zł.

Na stronie portalu Ofeminin.pl możecie zapoznać się z opiniami o produkcie innych testujących dziewczyn klik.





Nowości kwietnia i maja.

Nowości kwietnia i maja.

Miały być nowości kwietnia pod koniec kwietnia ale ponieważ czekałam aż zakończą się promocje -49% w Rossmannie i ani się obejrzałam dopadła już mnie połówka obecnego miesiąca więc ujmę ten post jako nowości z dwóch miesięcy. Do końca maja raczej już kosmetyków nie dojdzie.

Siedzi mi w głowie a wręcz na duszy post osobisty, post mamy blogującej - mamy borykającej się z codziennością. Odkąd zostałam mamą odkryłam wiele blogów związanych z tematyką macierzyństwa więc być może znajdzie się jedna a może kilka mam albo i dziewczyny bez dzieci, które coś podpowiedzą, może uspokoją, może stwierdzą, że trochę się pieszczę ze swoją sytuacją. Każdy komentarz będzie dla mnie cenny.

Ale dzisiaj kompletnie nie o tym.

Zbiór dzisiejszych kosmetyków to głównie skutek akcji promocyjnych, które były obecne w wielu drogeriach w ostatnich tygodniach ale nie tylko.

Gdy patrzę na wszystko sama chwytam się za głowę jednocześnie usprawiedliwiając się, że lekko poniosło mnie podczas promocji. Następny raz dopiero za kilka miesięcy więc na pewno ilość nabywanych nowości na pewno się ustabilizuje. Dłużej nie przeciągając zapraszam na przegląd.


To jedyna pielęgnacja, na którą się pokusiłam "indywidualnie". Żelowi pod prysznic nie mogłam się oprzeć, pomimo tego, że to żeli mam najwięcej w swoich zapasach. Pastę Ziaji liście manuka z kolei kupiłam z powodu wielu zachwalających opinii. 


Tak oto wygląda zbiorcza "kupka" kolorowych nowości. Lubię na nią spoglądać :)


Ale po kolei. Zaczęło się od szybkiej wizyty w Naturze, w której kupiłam już od dawna planowany kamuflaż Catrice oraz dwie pomadki Essence.


Nr 12 "blush my lips" jest chyba najpiękniejszym odcieniem ze wszystkich, jakie kupiłam.


W Sephorze również wykorzystałam promocję - 40%. Kręciłam się pomiędzy gablotami z kolorówką Sephory dłuższą chwilę. Gdy nie jestem pewna na co mam właściwie ochotę (bo o potrzebie nie może być pośród kolorówki najczęściej mowy), często wybieram wtedy jakiś neutralny cień z drobinkami. Są to dla mnie multifunkcyjne kosmetyki, którymi można dodać tu i tam blasku makijażowi lub ciału. 

Cień jest absolutnie obłędny - matowy ze złotymi, maleńkimi drobinkami.


Po obejrzeniu jednego z filmików Bogusi z kanału "Anioł na resorach" na YT zachciało mi się dokupić kilka pigmentów Inglota. Kosmetyk nie najtańszy ale jest to inwestycja na lata. 


Na razie wybrałam powyższy odcień ale czaję się na więcej.



Nad tą paletką rozmyślałam od dłuższego czasu. Impulsem do jej kupna był oczywiście rabat - 20%. Paletkę zakupiłam w Sephorze online i jak zwykle byłam bardzo zadowolona z przebiegu transakcji.


Chyba już kiedyś pisałam, że jestem konsultantką Avonu. Mizerna ze mnie business woman bo praktycznie nic na tym nie zarabiam i zawsze jeszcze zamawiając paczkę muszę wybrać choć drobiazg dla siebie. Okres od ostatniego posta z nowościami jak widać upłynął pod hasłem - szminki, bo właśnie na kolejną sztukę pomadki zdecydowałam się składając zamówienie.


Cieniem z Astor rozpoczęłam polowanie na kolorówkę podczas promocji w Rossmannie. W tygodniu z produktami do oczy zakupiłam skromnie jedynie powyższy cień.


Troszkę lepiej (nie koniecznie dla mojego portfela) poszło mi z zakupami podczas tygodnia z pudrami, podkładami i różami (to chyba był pierwszy tydzień promocji). Zakupiłam planowe 3 kosmetyki.


Szaleństwo rozpoczęło się w tygodniu z produktami do ust i lakierami. Niczego nie żałuję, nabyłam pomadki w kolorach, na jakie czułam ogromne zapotrzebowanie. Totalnie pod siebie. Jedna z nich szybciutko okazała się bublem i o niej będzie jeden z najbliższych postów. 


Wkradł się pomiędzy zdjęcia tint z Biedronki, kupiony impulsywnie po przeczytaniu jednego z postów na jednym z blogów. To mój drugi i chyba ostatni tint. Nie jest to formuła dla mnie. Nie lubię.


Wracając do tygodnia z produktami do ust podczas promocji w Rossmannie. Do pomadek dokupiłam jeszcze błyszczyk z Rimmela oraz fluo lakier z Lovely, który skradł me serce od pierwszego użycia.


Spacerując z Pucią zawsze mnie gdzieś nogi poniosą. Rezultatem jednego z wyjść stały się te oto 3 konturówki. 


Tak prezentują się wszystkie nabyte pomadki w dwurzędzie. Ostatnio często marudzę nad swoimi zdjęciami. Nie potrafię tak ustawić aparatu, aby choćby w przybliżeniu wiernie oddał odcienie kosmetyków.


W kwietniu po raz kolejny kupiłam pudełko Joy Box. Jego zawartość była dość imponująca, poniżej możecie zobaczyć co dokładnie było w środku.







I już jako ostatni nabytek a raczej prezent, przedstawiam 2 nowe warianty żeli pod prysznic marki Le Petit Marseillals, które otrzymałam w ramach ambasadorskiej paczki od firmy.


Produkty przyszły w pięknie zapakowanych pudełkach, wypełnione próbkami, informacjami o produktach i opaską na oczy do snu, z której bardzo się ucieszyłam jako, że moja stara z Glossyboxa uległa samozniszczeniu.



Sporo tego, przyznaję :) Muszę przystopować w tym i w następnym miesiącu ponieważ nie lubię odczucia przesytu, kiedy zapasy mnie przytłaczają i kosmetyki muszą odstać długi czas w swojej kolejce do użycia, zupełnie podobnie jak w polskiej służbie zdrowia. Jest to proces przytłaczający i ciągnący wydawałoby się bez wizji końca.

Ze wszystkich nowości jestem bardzo zadowolona, szczególnie jednak w tym miesiącu cieszę się ze wszystkich pomadek i paletki Too Faced :) A czy wam coś wpadło w oko?