Gly Skin Care - delikatny płyn do mycia twarzy.

Gly Skin Care - delikatny płyn do mycia twarzy.

Dzisiaj na blogu recenzja kolejnego kosmetyku firmy Gly Skin Care - delikatnego płynu do mycia twarzy, który otrzymałam do testowania dzięki firmie Diagnosis. Do dzisiaj zużyłam już około połowy butelki produktu i nadszedł czas na podzielenie się moją opinią na jego temat.

INFORMACJE OD PRODUCENTA

Skoncentrowany płyn do mycia twarzy, bez dodatku mydła i alkaliów (substancji o wysokich wartościach pH). Skutecznie usuwa makijaż pozostawiając uczucie komfortu nawilżonej skóry. Zawarty w preparacie kwas glikolowy pomaga przywrócić jej naturalny odczyn pH. Preparat może być stosowany przez osoby mające cerę skłonną do podrażnień. 





OPAKOWANIE

Płyn mieści się w plastikowej, fioletowej buteleczce z pompką. Opakowanie kojarzy mi się z kosmetykami z wyższych półek cenowych. Butelka nie jest do końca przejrzysta więc możemy kontrolować pozostała ilość produktu. Grafika stonowana z najpotrzebniejszymi informacjami o produkcie na opakowaniu. Pompka działa bez zarzutu, jedynie czasami robi się "zator" przy jej wylocie z przyschniętego od powietrza kosmetyku. Przy codziennym stosowaniu ten problem nie powinien się pojawiać.



KONSYSTENCJA

Płyn domycia twarzy tak naprawdę ma konsystencję emulsji. Jest to rozrzedzone mleczko. Nie pieni się podczas mycia twarzy. 

DZIAŁANIE

Kosmetyk jak informuje producent jest faktycznie delikatnym rozwiązaniem do oczyszczania twarzy. Nie zawiera w sobie mydła więc nie przesusza skóry, nie ściąga jej po umyciu. Zawsze gdy używam płynów lub żeli do mycia twarzy, które się nie pienią mam obawy, że niedokładnie oczyszczą mi twarz z pozostałości po kosmetykach. Szczególnie testuję ich skuteczność przy mocniejszym makijażu oka, ze zmyciem którego nieudolnie poradził sobie wcześniej użyty płyn do demakijażu. Gly Skin Care zdał mój test na piątkę. Pomimo swojej pozornej delikatności bardzo skutecznie sobie radzi nawet ze zmyciem mocniejszego makijażu, dobrze oczyszcza skórę i pozytywnie mnie tym zaskoczył. 

WYDAJNOŚĆ

Płyn wg mnie jest wydajny nieco mniej niż większość produktów do mycia twarzy, jakie używałam. Abym poczuła, że dobrze oczyszczam całą buzię potrzebuje 1,5 - 2 pompek produktu. Wynika to chyba z tego, że się nie pieni i odczuwam potrzebę większej dozy kosmetyku na twarzy niż jak w przypadku tych pieniących się.

ZAPACH I KOLOR

Zapach jest tak delikatny, że dla mnie praktycznie niewyczuwalny. Czytałam na jednym z blogów, że ma siarkową woń - nie potwierdzam tego . Dla mnie nie pachnie w ogóle. Emulsja jest biała.

SKŁAD

AQUA, SODIUM LAURETH SULFATE, GLYCERYL STEARATE, COCAMIDOPROPYL BETAINE, SODIUM COCOGLYCERYL ETHER SULFONATE, SODIUM CHLORIDE, COCAMIDE DEA, PHENOXYETHANOL, MAGNESIUM ALUMINIUM SILICATE, CAPRYLYL GLYCOL, IMIDAZOLIDINYL UREA, GLYCOLIC ACID, ETHYLHEXYLGLYCERIN, HEXYLENE GLYCOL, ALCOHOL, SODIUM HYDROXIDE, CITRUS MEDICA LIMONUM (LEMON) FRUIT EXTRACT.



POJEMNOŚĆ I CENA

200 ml / ok. 30 zł

PODSUMOWANIE

Kosmetyk spełnił całkowicie moje oczekiwania, nie znajduję w nim żadnych minusów. Fajny, delikatny i skuteczny płyn do oczyszczania twarzy, który powinien zadowolić osoby mające wrażliwą i wymagającą specjalnej pielęgnacji skórę. Miło i przyjemnie używa się pieniących się i pachnących żeli do oczyszczania skóry ale za tym najczęściej stoją mogące podrażnić, nie zawsze naturalne składniki. Nie neguję takich kosmetyków bo sama używam różnych produktów ale pozytywnie oceniam i ten od Gly Skin Care, który pomimo swojej delikatnej formuły jest bardzo skuteczny i przyjazny dla skóry. Polecam.

Link do produktu tutaj: klik.

Nowości KOBO paletki Nude i Matt. Recenzja i makijaż.

Nowości KOBO paletki Nude i Matt. Recenzja i makijaż.

Dzisiaj na blogu recenzje nowości od Kobo, całkiem jeszcze świeżutkich i cieplutkich jak poranne bułeczki z piekarni. Mowa o dwóch paletkach z cieniami do powiek - Matt i Nude Eye Shadow Set. Jak nazwa pierwszej wskazuje jest złożona z matowych odcieni a druga z neutralnych, cielistych o wykończeniu satynowym. Paletka matowa również do neutralnej kolorystyki się zalicza. Zachęcam do zapoznania się z moją opinią.




OPAKOWANIE

Paletki troszkę przypominają czarne "piątki" Inglota; różnią się wizualnie tym, że pasek lusterka jest węższy a w zamian mamy okienko, przez które widać cienie przy zamkniętym opakowaniu. Plastik przypomina mi ten z paletek Sleeka, sprawia wrażenie solidnego.

Każda paletka składa się z 5 odcieni, które można wyciągać i później personalizować. Jest to bardzo przydatne rozwiązanie.

W każdej paletce znajduje się podwójnie zakończony z jednej strony aplikator i z drugiej malutki, syntetyczny pędzelek. Osobiście nie będę raczej z nich korzystać. Pędzelek może się komuś przydać do precyzyjnego, punktowego nakładania korektora lub nawet do wykonania makijażu ust. Niestety do pracy z cieniami z palet myślę, że się nie przyda.




WYKOŃCZENIE CIENI

O matowej palecie nie ma co się rozpisywać - wszystkie cienie są idealnie matowe. Z bardzo bliska można zauważyć tycieńkie drobinki, które nie są zauważalne na powiece.

Paketka Nude zawiera 4 satynowe odcienie i jeden (mój ulubiony - wiadomo czemu) matowy nasycony srebrnymi drobinkami.

KOLORY

Paletka matowa ma większe pole do popisu i można nią wykonać przeróżne makijaże od delikatnego dziennego po mocne smokey eye na wieczór (bądź dzień jak ktoś lubi, dlaczego nie). W środku znajdziemy jasny beżowy cień idealny do rozcierania wszystkich pozostałych odcieni, rozjaśni on nam też delikatnie wewnętrzny kącik. Dalej mamy nieco ciemniejszy beż, który będzie świetnym transferowym cieniem a przy delikatnym makijażu podkreśli ładnie załamanie powieki. Sprawdzi się też jako cień na cała powiekę przy mocniejszym looku. Kolejnie mamy 2 odcienie ciemniejszych brązów - ciepły i chłodny - mleczna i gorzka czekolada. Ostatni kolor to głęboka czerń.

Pigmentacja wszystkich cieni jest świetna, są bardzo nasycone. Jedynie najjaśniejszy odcień jest prawie niewidoczny na powiece z racji swojego koloru, który zlewa się z kolorem skóry, przynajmniej mojej czyli bardzo jasnej.




Druga paletka Nude to wykończenia głównie satynowe poza jednym matowym wyjątkiem. Pierwszy cień to jasny, szampański kolor. Kolejny to mój drugi ulubiony z obydwu paletek - jasny beż wpadający lekko w jakby różowe złoto. Trudno mi go określić, jest piękny. Środkowy cień to jak już wspomniałam mój faworyt - ciepły odcień brązu nasycony ogromem srebrnych drobinek. Przypomina mi wykończeniem cienie double sparkle z Inglota. Przedostatni kolor to jasny, chłodny brąz dający srebrzystą poświatę w zależności od padania światła. Idealny na środkową część powieki. Ostatnim cieniem jest satynowy, dość ciemny brąz w ciepłym odcieniu, który również bardzo mi się podoba.

Tą paletką wykonamy również, jak pierwszą, przeróżne makijaże ale nie uzyskamy pracując z nią aż tak dramatycznego, mocnego efektu jaki da nam praca z matami za sprawą głębokiej czerni, która się pośród nich mieści. Paleta Nude świetnie się sprawdzi w dziennych wersjach makijażu.




JAKOŚĆ

Wszystkie cienie są dobrze a niektóre wręcz świetnie napigmentowane. Te z satynowym wykończeniem idealnie rozprowadza się na powiece, bardzo łatwo je blendować i ze sobą łączyć. Z matowymi jest nieco trudniej, należy mieć trochę wprawy lub po prostu ćwiczyć.

Cienie satynowe pięknie przylegają do powieki i niekoniecznie wymagają kremowej bazy, którą sugerowałabym używać pod cienie z matowej paletki.

Minusem większości cieni ale w szczególności matów, o którym z bólem serca muszę w tym momencie napisać jest to, że przy aplikacji na pędzelek okrutnie się pylą czy też kruszą. Przy nabieraniu cienia na pędzel powstaje wokół sporo proszku. Jest to w mojej opinii największa wada obydwu paletek. Trzeba pamiętać aby za każdym razem strzepnąć nadmiar cienia z pędzla, aby nie osypał się na skórę pod oczami. Jestem tym faktem naprawdę rozczarowana bo paletki urzekły mnie swoją kolorystyką i dwoma wariantami wykończenia cieni od samego początku jak je ujrzałam. Po prostu szkoda zdmuchiwać pod koniec makijażu powstały pyłek na poszczególnych cieniach bo choć minimalnie jest to jednak marnowanie produktu. Oczywiście można powiedzieć, że nie możemy oczekiwać super jakości pod każdym względem od drogeryjnych kosmetyków do makijażu ale wiem, że przeróżne inne cienie, które możemy nabyć w podobnym zakresie cenowym tej wady nie mają.



CENA

Regularna cena paletek to 29 lub 30 zł za jedną, nie pamiętam dokładnie. Obecnie w Drogeriach Natura (do 2 marca) trwa promocja, która daje - 20% rabatu przy zakupie 2 produktów, - 30% przy zakupie 3 i - 40% przy zakupie 4 i więcej kosmetyków do makijażu. W gazetce, którą znajdziecie online są podane marki, które biorą udział w akcji. Kobo się do nich zalicza. Ja pojechałam do Natury z przyjaciółką i każda wybrała dla siebie po 2 sztuki produktów co dało nam najwyższy rabat. Za obydwie paletki zapłaciłam 36 zł - cena za 10 cieni i 2 paletki, które można personalizować nie podlega dyskusji.

PODSUMOWANIE

Obecne trendy makijażowe być może zmieniają się co sezon ale mam wrażenie, że w internetowym świecie beauty prym wiodą cały czas paletki w odcieniach neutralnych, cielistych. Jeśli nawet używamy w makijażu wyrazistych kolorów to oprawa oka pozostaje bardzo często właśnie w kolorach, jakie proponuje nam Kobo. Dlatego też podobne paletki cieszą się cały czas ogromną popularnością i kolejne firmy wprowadzają takie zestawienia do swoich ofert.

Ja prywatnie posiadam chyba już z 10 podobnych paletek i cały czas nie mogę się oprzeć następnym, które wpadną mi w oko. Szczególnie jeśli ich cena nie jest zaporowa i mam ochotę je przetestować.

Paletki Kobo są w mojej ocenie bardzo trafnie dobrane kolorystycznie, mają świetną pigmentację. Dużym plusem jest możliwość wymiany poszczególnych kolorów w paletce oraz zamieszczone w niej okienko, przez które widać jakie odcienie mamy w środku (szczególnie będzie to przydatne kiedy faktycznie umieścimy w niej inne cienie).

W obydwu wersjach brakuje mi najjaśniejszego cienia, jeszcze jaśniejszego od tych, które się mieszczą w paletkach. Nie jest to wada samych paletek a bardziej subiektywna potrzeba. Najbardziej jednak boli mnie owe proszkowanie się cieni przy aplikacji na pędzle, o którym pisałam wyżej.

Ogólnie podsumowując cieszę się, że paletki nabyłam szczególnie, że obydwie kosztowały mnie zaledwie 36 zł. Mam sentyment do marki Kobo jako polskiego produktu. Firma cały czas wychodzi z ofertą naprzeciw aktualnym trendom i wprowadza ciekawe nowości. Przyznam, że nie posiadam oszałamiającej ilości kosmetyków Kobo ale raz na jakiś czas zapoznaję się z czymś nowym spośród ich oferty i zazwyczaj jestem zadowolona.

Decyzję o zakupie paletek pozostawiam wam samym, mam nadzieję, że post okaże się dla was przydatny.

Na koniec kilka zdjęć makijażu wykonanego zarówno nowymi paletkami jak i kilkoma innymi kosmetykami Kobo, które posiadam.



Dajcie znać czy macie też może paletki Matt i Nude i czy podzielacie moją opinię oraz jak podoba wam się makijaż :)












Matująca pielęgnacja dla cery mieszanej, tłustej i z niedoskonałościami Derma Matt od Lirene.

Matująca pielęgnacja dla cery mieszanej, tłustej i z niedoskonałościami Derma Matt od Lirene.

W ostatniej paczce z nowościami od Lirene dostałam do przetestowania między innymi 3 kosmetyki z nowej serii Derma Matt - krem na dzień, na noc i żel do oczyszczania twarzy. Moja skóra na całym ciele jest bardzo sucha natomiast na twarzy sucha w kierunku mieszanej. Zdecydowanie w ciągu dnia po kilku godzinach od nałożenia makijażu ukazuje się wkurzające prawie wszystkie z nas świecenie. Z chęcią zatem postanowiłam wypróbować nowości Derma Matt.



INFORMACJE OD PRODUCENTA

Linia Derma Matt została opracowana w trosce o kobiety ze skórą mieszaną, tłustą i ze skłonnościami do błyszczenia oraz okresowo pojawiających się niedoskonałości, często wynikających ze stresującego trybu życia lub zmian hormonalnych. Jest oparta na synergicznym działaniu składników niwelujących nadmierną aktywność gruczołów łojowych i regulujących wydzielanie sebum. Składniki aktywne kremu stymulują dojrzewanie komórek naskórka i ich złuszczanie, co normalizuje fizjologiczne funkcje skóry oraz ułatwia systematyczne oczyszczanie i odblokowywanie porów. Wzmocnienie struktury kolagenowej wokół porów skutkuje ich mniejszą widocznością. Efektem końcowym jest gładka, bez widocznych niedoskonałości, długotrwale zmatowiona skóra, szczególnie w strefie T (czoło, nos, broda).

W języku potocznym kosmetyki powinny sprawić aby za pomocą zawartych w nich składników skóra była najpierw głęboko oczyszczona, potem nawilżona, zmatowiona, wygładzona i wyglądająca na wypoczętą.

OPAKOWANIE

Zarówno krem na dzień jak i na noc kupujemy zamknięte w kartonowych pudełeczkach. Krem na dzień występuje w plastikowej buteleczce typu airless, co zawsze jest pozytywem ponieważ zużywamy krem do samego końca i nie narażamy go na dostanie się do środka żadnych zanieczyszczeń. Krem na noc mieści się w typowym dla kremów do twarzy plastikowym słoiczku a żel oczyszczający w tubce stojącej otwarciem do dołu. Grafika opakowań kojarzy mi się ze świeżością i czystością. Najbardziej estetyczne i przyjemne dla oka jest opakowanie kremu na noc.





KONSYSTENCJA

Obydwa kremy mają faktycznie bardzo lekką i delikatną formułę ale nie lejącą, przyjemną w nakładaniu. Żel do mycia twarzy jest kremowy i dość gęsty jak na taki produkt, nie na tyle jednak aby były trudności z jego wyciśnięciem z tubki. Na twarzy pod wpływem wody przemienia się w gęstą piankę albo bardziej mus.




DZIAŁANIE

Krem na dzień jak wspomniałam wyżej jest bardzo delikatny i lekki, szybko się wchłania. Nie występuje uczucie dodatkowej warstwy kosmetyku na twarzy. Pozostawia cerę od razu widocznie zmatowioną przez co pory są mniej zauważalne i skóra wygląda na wygładzoną. Krem bardzo dobrze nawilża co jest dla mnie przyjemnym zaskoczeniem biorąc pod uwagę jego konsystencję. Jest świetną bazą pod makijaż - współgra idealnie z podkładami. Skóra wygląda na świeżą i wypoczętą. Dodatkowo posiada SPF 15. Niestety nie zauważyłam na sobie, aby przedłużał znacznie zmatowienie na twarzy. Standardowo u mnie po około 3, 4 godzinach makijaż wymagał dodatkowego zmatowienia.

Ciekawą informacją jest fakt, że drugim w kolejności składnikiem kremu jest gliceryna, która to spowodowała, że kultowy już balsam po goleniu Nivea dla mężczyzn stał się ostatnio najbardziej pożądaną bazą pod makijaż dla kobiet. Sama balsamu Nivea używam i mogę potwierdzić, że skóra po użyciu kremu Lirene wygląda podobnie (jest też charakterystycznie "lepka") i przedłuża trwałość nałożonego podkładu. Niestety jak wspomniałam u mnie bez przedłużenia efektu zmatowienia.

Krem na noc niewiele się różni w moich obserwacjach od tego na dzień. Jedyne co zauważyłam, to że po jego zastosowaniu nie pozostawia na skórze tak widocznego efektu zmatowienia. Poza tym daje podobne nawilżenie i tak samo przyjemnie się go używa - łatwo rozprowadza i szybko się wchłania.

Żel złuszczający i normalizujący do twarzy to mój faworyt pod względem przyjemności używania. Dosłownie uwielbiam jego przemianę z kremowej i gęstej konsystencji w piankowatą pod wpływem wody. Drobne cząsteczki w nim zawarte rozpływają się w trakcie rozprowadzania na skórze. Żel bardzo dobrze oczyszcza ją z pozostałości po makijażu i nie pozostawia jej napiętej i przesadnie wysuszonej.



WYDAJNOŚĆ

Obydwa kremy są zadowalająco wydajnymi produktami. Niestety krem na dzień ma pojemność tylko 30 ml więc zapewne skończy się wcześniej od wersji nocnej. Żel natomiast jest kosmetykiem niesamowicie wydajnym, ponieważ jest gęsty wystarczy naprawdę niewielka ilość do oczyszczenia całej twarzy.

ZAPACH

Krem na dzień i na noc mają przyjemny i delikatny zapach, który mi przypomina zapachy innych kosmetyków Lirene. Zapach żelu jest nieco intensywniejszy ale równie przyjemny i również przypomina mi zapach innych żeli do oczyszczania twarzy od Lirene.


KOLOR

Kremy występują w odcieniu delikatnie różowym a żel jasno miętowym.

SKŁAD

Długotrwale matujący lekki krem na dzień:

Aqua (Water), Glycerin, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Glyceryl Stearate SE, Butylene Glycol, C12-15 Alkyl Benzoate, Dimethicone, Cyclopentasiloxane, Sodium Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Cyclohexasiloxane, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Isohexadecane, Galactoarabinan, Glyceryl Polyacrylate, Vinyl Dimethicone/Methicone Silsesquioxane Crosspolymer, Polysorbate 80, Lens esculenta (Lentil) Seed Extract, Ethylhexylglycerin, Methylparaben, Chlorphenesin, Phenoxyethanol, Parfum (Fragrance), Alpha-Isomethyl Ionone, Linalool, Citronellol, Butylphenyl Methylpropional, Hydroxycitronellal, CI 16035 (FD&C Red No. 40), CI 19140 (FD&C Yellow No. 5).

Wygładzający krem normalizujący sebum na noc:

Aqua (Water), Glycerin, Isononyl Isononanoate, Polyglyceryl-3 Methylglucose Distearate, Cyclopentasiloxane, Isohexadecane, Glyceryl Stearate, Cyclohexasiloxane, C12-15 Alkyl Benzoate, Cetearyl Alcohol, Panthenol, Polymethyl Methacrylate, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Tocopheryl Acetate, Polyacrylamide, Palmitic Acid, Stearic Acid, C13-14 Isoparaffin, Laureth-7, Lens esculenta (Lentil) Seed Extract, Ethylhexylglycerin, Methylparaben, Diazolidinyl Urea, Phenoxyethanol, Parfum (Fragrance), Aplha-Isomethyl Ionone, Linalool, Citroneloll, Butylphenyl Methylpropional, Hydroxycitronellal, CI 16035 (FD&C Red No. 40).

Złuszczający żel normalizujący do mycia twarzy:

Aqua (Water), Coco-Glucoside, Glycerin, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Laureth Sulfate, Triethanolamine, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Hydroxyacetophenone, Styrene/Acrylates Copolymer, Sodium Polyacrylate Stearch, Lactose, Disodium EDTA, Sodium Caproyl/Lauroyl Lactylate, Ethylhexylglycerin, Microcrystalline Cellulose, Lens esculenta (Lentil) Seed Extract, Tocopheryl Acetate, Phenoxyethanol, Parfum (Fragrance), Triethylcitrate, Alpha-Isomethyl Ionone, Linalool, Citronellol, Butylphenyl Methylpropional, Hydroxycitronellal, Hexyl Cinnamal, Limonene, CI 77289 (Chromium Hydroxide Green), CI 19140 (FD&C Yellow No. 5), CI 42090 (FD&C Blue No. 1).

POJEMNOŚĆ I CENA

Krem na dzień: 30 ml / ok. 20 zł
Krem na noc: 50 ml / ok. 20 zł
Żel do mycia twarzy: - 150 ml / ok. 15 zł

PODSUMOWANIE

Cała seria Derma Matt przypadła do mojego kosmetycznego gustu. Pomimo, że teoretycznie nie do końca jest skierowana do typu mojej skóry to okazała się pozytywnym rozwiązaniem. Plusy kremów do twarzy to delikatna konsystencja dająca zadowalające nawilżenie oraz efekt odświeżonej i optycznie wypoczętej cery. Krem na dzień to fantastyczny produkt pod makijaż, dla mnie zdecydowanie nadający się na krem do kufra wizażystki dla pań o problematycznej i tłustej skórze. W tyle za kremami nie pozostaje żel do mycia twarzy, który krótko i dosadnie mówiąc - robi swoją robotę. I to w przyjemny sposób :) Żałuję jedynie, że krem na dzień nie zaserwował mi przedłużonego matowego efektu skóry.






Masło do ciała z olejem arganowym Gly Skin Care.

Masło do ciała z olejem arganowym Gly Skin Care.

Pod koniec zeszłego roku zgodziłam się na przetestowanie kilku kosmetyków dostępnych na stronie Diagnosis.pl,. Wybrałam między innymi masło do ciała z olejem arganowym Gly Skin Care (klik), jako że jestem posiadaczką suchej skóry, która wymaga systematycznego i porządnego nawilżenia a masła kosmetyczne wprost uwielbiam. Jeśli jesteście zainteresowane tym produktem to zachęcam do przeczytania poniższej recenzji.




INFORMACJE OD PRODUCENTA

Produkt wzbogacony o olej arganowy mający zapewnić skórze intensywne i długotrwałe nawilżenie. Dzięki zawartości cennych składników: masła Shea, białka pszenicznego, keratyny, panthenolu, witaminy E i aloesu, masło widocznie ujędrni i zregeneruje skórę, pozostawiając ją wyjątkowo miękką i gładką w dotyku.

OPAKOWANIE

Masło znajduje się w plastikowym słoiczku, który jest węższy i wyższy w porównaniu do najbardziej typowych opakowań, w jakich kupujemy masła. Bardzo podoba mi się jego kolorystyka i projekt. Ścianki są elastyczne. Nie będzie problemy z wyzerowaniem kosmetyku. 



KONSYSTENCJA

Masło jest o idealnej konsystencji, delikatne i kremowe. Świetnie się rozprowadza i wchłania w skórę. 

DZIAŁANIE

Masło po wtarciu w skórę daje jej natychmiastowe ukojenie. Jeśli macie suchą skórę to od razu po jego zastosowaniu odczujecie przyjemne odprężenie. Na skórze po użyciu pozostaje lekki film, który jednak dość szybko zanika. Zgodzę się z producentem, że kosmetyk daje porządną dawkę nawilżenia jednak wg mojej oceny nie jest to znacząco długotrwały efekt. Po około 4 godzinach skóra nie przypomina w dotyku papieru jednak zaczynam z powrotem odczuwać lekką suchość. Mimo wszystko uważam masło za bardzo przyjemne do stosowania. 

WYDAJNOŚĆ

Umiarkowanie wydajny, zależnie od osoby i ilości ciała lub partii ciała (nie wszyscy nawilżają całe ciało bez wyjątku) do wtarcia produktu.

ZAPACH

Trudno mi jak zawsze go określić, dość specyficzny ale bardzo delikatny, przyjemny po roztarciu. Nie utrzymuje się długo na skórze. 

KOLOR

Cecha być może mało znacząca ale masło jest białe czyli bez sztucznych barwników.



SKŁAD

Zwróćcie uwagę na olej arganowy, który jest na trzecim miejscu na liście składników. 

AQUA, CETEARYL ALCOHOL, ARGAN OIL, PARAFFINM LIQUIDUM, GLYCERIN, GLYCERYL, STEARATE, CETEARETH-20, BUTYROSPERMUM PARKII BUTTER, PROPYLENE GLYCOL, ALLANTOINA, ALOE BARBADENSIS LEAF JUICE, PANTHENOL, HYDROLYZED KERATIN, HYDROLYZED WHEAT PROTEIN, TOCOPHERYL ACETATE, ACRYLATES/ C10-30 ALKYL ACRYLATE CROSSPOLYMER, SODIUM HYDROXIDE, DISODIUM EDTA CINNAMAL, BUTYLPHENYL METHYLPROPIONAL, CITRAL, CITRONELLOL, COUMARIN, GERANIOL, HEXYLCINNAMAL, LIMONENE, LINALOOL.



POJEMNOŚĆ I CENA

300 ml / ok. 25 - 30 zł

PODSUMOWANIE

Przyznam, iż jestem zadowolona, że została mi zaproponowana powyższa współpraca i mogłam zapoznać się z opisywanym kosmetykiem. Nie mam mu praktycznie nic do zarzucenia, jedynie trwałość nawilżenia ale większość drogeryjnych balsamów utrzymuje ją na podobnym poziomie. Bardzo przyjemne masło o dobrym składzie i działaniu oraz niewygórowanej cenie. Plus za miłe dla oka opakowanie. Polecam.

Czy zetknęłyście się już może z kosmetykami tej firmy? Jestem ciekawa bo sama o nich wcześniej nie słyszałam.