Kosmetyczne skarby cz. 1 - zbiór moich pędzli do makijażu.

Kosmetyczne skarby cz. 1 - zbiór moich pędzli do makijażu.

Aaaaaa!!! To tak na początek aby wyrzucić emocje :)

Zabieram się do tego posta od kilku dni. O ile jeszcze 1,5 mca temu ogarnięcie całego posta włącznie ze zdjęciami, obróbką, tekstem zajmowało mi godzinę, dwie to teraz trwa to już kilka dni :) 

Nie będę rozpisywała się w tym momencie o dzidzi ale to ona rządzi obecnie moim czasem. Najmniejszy człowieczek na ziemi a jednak pielęgnacja takiego zajmuje większą część doby. Ale o tym z przyjemnością napiszę w oddzielnym poście.

Do tematu! Już dawno zgłosiłam się do akcji zorganizowanej przez 1001 pasji, mającej na celu pokazanie na blogu własnych zbiorów kosmetycznych. Forma jest dowolna i każda uczestniczka może przedstawić swoje zbiory w dowolnych kategoriach. Nie chodzi tutaj o żaden szpan w złym tego słowa znaczeniu a bardziej o podzielenie się swoimi skarbami, wskazanie swoich ulubieńców lub odwrotnie. 

Jeśli jesteście zainteresowane to o zabawie możecie przeczytać TUTAJ, a linki do zbiorów kosmetycznych innych dziewczyn znajdziecie W TYM poście. 

Ja zaczynam (mam nadzieję, że do końca września zdążę dodać jeszcze kilka innych kategorii) od mojego ukochanego zbioru i jednego z największych jakie posiadam w porównaniu do innych czyli od zbioru moich pędzli do makijażu. Wszak nie są to kosmetyki ale jest to nieodłączna część świata beauty.

Od czego tu zacząć i jak to napisać aby wyszło krótko i treściwie. Może najpierw pokażę wam zdjęcie prawie wszystkich pędzli w kupie. Prawie - ponieważ kilka mi umknęło gdy robiłam zdjęcia całości ale ujęłam je ostatecznie na pojedynczych zdjęciach.




Sama nie wiem ile wszystkich pędzli posiadam ale zamierzam je policzyć pod koniec posta bo jestem tego bardzo ciekawa. 

Jak widzicie na zdjęciu można stwierdzić, że posiadam dość sporo pędzli do makijażu. Wszystko zaczęło się od kupienia kilku pojedynczych sztuk i był to czas, gdy o jakości i przeznaczeniu pędzli nie miałam większego pojęcia - wiele, wiele lat temu. Były to początki mojej makijażowej przygody - pierwsze spotkanie z różem, cieniami, pudrem... Kojarzy mi się z tym wszystkim okres, kiedy mieszkałam w Anglii i ostro imprezowałam i wtedy to stawiałam pierwsze makijażowe kroki. Ale już wtedy a raczej nawet jeszcze wcześniej marzyłam o tym, aby kiedyś zostać wizażystką.

Apetyt zaczął rosnąć w miarę jedzenia. Pod koniec mojego pobytu na emigracji wiedziałam już, że po przyjeździe do Polski wybiorę się na kurs wizażu i wtedy zaczęłam rozglądać się za pierwszym "prawdziwym" kompletem pędzli. Taki też po jakimś czasie zakupiłam - jeden z wielu możliwych krążących na Ebay. Zakup gotowych zestawów wiąże się zawsze z ryzykiem jakości (o ile ktoś nie poleca nam przetestowanego kompletu). Mi szczęśliwie trafiły się pędzle nie najgorsze i wiele z nich posiadam do dzisiaj. Po jakimś czasie wpadł w me ręce kolejny ogromny zestaw, który również nie okazał się bublem (bo i taki zestaw udało mi się w międzyczasie zakupić i powędrował on prosto do kosza). 

Po powrocie do Polski i ukończeniu wymarzonego kursu wsiąknęłam w youtubowy świat makijażowy, który tak naprawdę dopiero wtedy zaczynał się rozkręcać. Wtedy to powoli rozpoczynała się moda na recenzowanie produktów i polecanie tych wyróżniających się jakością. Oglądałam maniakalnie tutoriale makijażowe i zaczęłam bardziej świadomie kształtować swoje zapotrzebowanie na konkretne produkty.

Z biegiem czasu kolekcja moich pędzli zaczęła się rozrastać. Pędzle były kupowane w różnych okolicznościach i z różnych powodów. Były pędzle wyszukane i potrzebne, były kupowane pod wpływem impulsu jak i również za sprawą polecania lub pod wpływem panujących trendów np. na jakieś nowości. 

Nie rozciągając bardziej i tak jak zwykle zbyt długiego rozwinięcia przechodzę do konkretnej prezentacji.


Powyższe zdjęcie przedstawia pędzelki, które pojedynczo lub maksymalnie podwójnie prezentują różne firmy. Są to od lewej: Sense & Body (zakupiony w Hebe), Avon, Kozłowski, Ecotools, Essence, ELF, Bare Escentuals, MAC, Douglas i Zoeva. 

Z wymienionych pędzli nie zawiodłam się na dwóch pędzelkach Kozłoweskiego, Bare Escentuals i Zoeva. Trochę rozczarował mnie MAC 217 biorąc pod uwagę jego cenę. Nie jest złym pędzlem ale powalającego wrażenie na mnie nie zrobił. Inne pędzelki wybitnie nie wyróżniają się jakością ale również nie zaliczam ich do totalnie nie użytecznych. Jedynym pędzlem z którym przy okazji robienia zdjęć się pożegnałam to czarny pędzel z Avonu. To drapak a nie pędzel. Nie rozumiem dlaczego w ogóle wydałam na niego pieniądze. 


Real Techniques - pędzle jak dla mnie bardzo dobrej jakości, lubię pędzelki z syntetycznego włosia. Najczęściej używam tych z Core Collection plus różowego jaja do pudru. Do dzisiaj nie mogę się przekonać do pędzli typu duo fibre czyli tzw. skunksów. Daję im za każdym razem szansę jak po nie sięgam po czym stwierdzam po raz kolejny, że nie są moimi ulubionymi.


Pędzelki Inglota w większości zostały mi sprezentowane. Moim ulubionym jest 13P czyli płaski do np. precyzyjnego nakładania cieni (piąty od lewej). Podobnymi pędzelkami do 13P są 4 widoczne miniaturki, które były w zestawach mini paletek z 3 cieniami. Pomimo, że nie do końca są wygodne w użytkowaniu to naprawdę je lubię i dość często po nie sięgam. Świetnie sprawdzają się do nakładania cieni na dolnej powiece. 


Pędzelki z Sephory mam zdublowane w dwóch wariantach. Jak widać były kupowane w odstępach czasu gdyż nieznacznie się różnią trzonkami. Tymi do podkładu najczęściej maluję twarze klientek, bo właśnie płaskimi, syntetycznymi najlepiej lubię pracować na czyjejś twarzy :) Pędzelek skośny ma przemiłe, mięciutkie włosie a zdublowany pędzelek o krótkim, szerokim włosiu jest doskonały do rozcierania np. kreski przy linii rzęs albo do dolnej powieki. Ich włosie jest również mięciutkie i przyjemne.


Wszystkie powyższe pędzelki pochodzą ze strony Coastal Scents. Pomimo, że były zamawiane aż ze Stanów to ani ich koszt, ani koszt przesyłki nie był wygórowany. Właściwie same pędzle można powiedzieć, że są bardzo tanie a ich jakość w większości jest dobra i bardzo dobra. Szczególnie upodobałam sobie pędzelki z brązowymi trzonkami. 


To moje najnowsze zdobycze czyli pędzelki od Hani z Glam Shopu. Gdy tylko zobaczyłam ich prezentację to zapragnęłam je mieć. Udało się dzięki pomocy rodziców :) Wyrabiam sobie nadal o nich zdanie ale ogólnie jestem zadowolona.


Pędzelki Maestro. Zaledwie 3 sztuki. Dwóch z nich niestety nie polubiłam - chodzi mi o duże pędzle. Czarny jest wyjątkowo niemiły i dosłownie szorstki a puchaty do pudru jednak ciutkę za wielki. Dodatkowo po kilku użyciach skuwka się poluzowała od trzonka co mnie mocno zawiodło bo wiązałam z tą firmą spore nadzieje. Malutki pędzelek o numerze 660 jest za to wynagrodzeniem pozostałych dwóch. Jest świetny do precyzyjnych detali.


Kolejne w kolekcji - pędzle Hakuro. Dobrze mi służą, jestem z nich zadowolona. Nie cechują się wybitną jakością ale uważam, że są bardzo dobrymi narzędziami o nie wysokiej cenie. Jedynym pędzlem z pośród tych, które posiada a na którym się zawiodłam jest płaski pędzel syntetyczny H51. 

Na początku po zakupie był moim ogromnym ulubieńcem i przełomowym pędzlem do nakładania podkładu, tak innym od klasycznych języczkowych pędzelków. Przestał mnie jednak zadowalać gdy poznałam pędzel Buffing Brush z Real Techniques, który był znacznie delikatniejszy, mniej zbity i zdecydowanie lepiej nakładało mi się nim podkład. Miarkę jednak przebrało włosie, które zaczęło po którymś z kolei myciu zbyt obficie wypadać co jest niedopuszczalne przy aplikacji podkładu.Ogólnie wypadanie włosia dyskwalifikuje pędzel. Po zrobieniu zatem zdjęć pożegnałam się z nim na zawsze.



Te trzy pędzelki z niebieskimi trzonkami to krążące po azjatyckich sklepach internetowych oraz na Ebay produkty wykonane na podobieństwo pędzli Real Techniques. U mnie najlepiej sprawdził się pędzelek pierwszy od lewej, odpowiednik wspomnianego już pędzla Buffing Brush. Jego koszt był śmieszny a jakość jest naprawdę zaskakująca. Ten i Buffing Brush z RT to moje obecnie 2 pędzle na przemian używane do nakładania podkładu.


Na tym zdjęciu są pędzelki tzw. "no name", które co jakiś czas powiększały mój zbiór - najczęściej były kupowane na Ebay. Nie będę się nad nimi rozpisywała - każdy pojedynczy jest raz na jakiś czas przeze mnie używany.


Tutaj z kolei są wszystkie pędzelki ze wspomnianych dwóch zestawów zakupionych na początku mojej przygody z makijażem. Mają już dobrych kilka lat i naprawdę nieźle się trzymają. Są pośród nich pędzle, które dość często używam do dziś. Obydwa zestawy zostały nieznacznie uszczuplone przez kompletnie nieudane i nieużyteczne egzemplarze.


Na ostatnim wyszczególnionym zdjęciu są pędzelki, których aktualnie używam na co dzień. Są pośród nich pędzle GlamBrush, Hakuro, Kozłowski, Coastal Scents oraz kilka z opisanych wyżej zestawów. 









Moja mama się pyta po co mi tyle pędzli i czy wszystkimi się maluję... Nie, nie są mi one w takiej ilości potrzebne (racjonalnie) ale tak - używam naprawdę wszystkich. Oczywiście nie wszystkich na raz. Nie odczuwam potrzeby uszczuplania zbioru, który mi się z biegiem lat aż tak powiększył a co więcej - jestem pewna, że co pewien czas i tak będzie się nadal rozrastał :) To są moje dorosłe zabawki i posiadanie ich sprawia mi ogromną przyjemność. 

Dodam też, że nie raz malowałam po kilka osób dziennie, jedna za drugą i wtedy posiadanie takiej ilości pędzli jest całkowicie uzasadnione.

Jak widzicie nie posiadam wybitnie luksusowych pędzli ale jestem tego zdania, że nie trzeba ich posiadać aby wyczarować piękne makijaże. Na efekt końcowy fantastycznego makijażu składają się również użyte kosmetyki, umiejętności i talent. 

Cofnę się teraz do początku zdjęć i spróbuję je policzyć... 142 sztuki. To waszym zdaniem mało czy dużo? Czy są pośród moich pędzli takie, które też posiadacie? Dajcie znać - po tak długiej przerwie jestem żądna waszych komentarzy!