Makijaż w szarościach.

Makijaż w szarościach.

Dzisiaj kilka zdjęć makijażu wykonanego na wieczorne wyjście. Prawie cały makijaż oka wykonałam paletą Inglota z matowymi kolorami rozjaśniając tylko wewnętrzny kącik powieki rozświetlającym cieniem. Na prawie całą powiekę na koniec nałożyłam delikatnie mieniący się pyłek.

Zdjęcia ach te zdjęcia... Niezadowolonam :( Ale napstrykałam się i kilka wrzucam.







 
Wyniki Rozdania!

Wyniki Rozdania!

Jest mi bardzo miło ogłosić, że zwyciężczynią rozdania jest......


TADAAAAM!
 
 
 
Kochana GRATULACJE :) odezwę się do Ciebie na maila!
 
 
 
Teraz kilka słów refleksji nt. rozdania. Przede wszystkim byłam mile zaskoczona ilością biorących udział. Wiem, że jestem początkującą blogerką i tak naprawdę jestem świadoma, że dużą część obecnie mnie obserwujących osób uzyskałam za przyczyną właśnie ogłoszenia rozdania.
 
Obserwatorzy wiadomo motywują do pisania, cieszą i sprawiają, że blog żyje. Mam zatem ogromną nadzieję, że większość osób, które do mnie przyszły podczas rozdania zostanie tutaj i każdy znajdzie coś ciekawego pośród postów dla siebie.
 
Piszę o tym, ponieważ nie mam jeszcze doświadczenia ale czytałam już posty o znikających obserwatorach tuż po ogłoszeniu wyników rozdania. Zaobserwuję jak to będzie u mnie i wyciągnę wnioski na przyszłość :)
 
Dodam jeszcze, że zajęło mi trochę czasu edytowanie waszych nicków do wrzucenia ich w maszynę losującą i sama podekscytowana nie mogłam się doczekać na kogo wypadnie. Nie mogę tego nie napisać, że cieszę się, że wygrała osoba, która do mnie zagląda! :)
 
No więc zostańcie dziewczyny ze mną :) Dziękuję wam wszystkim za wzięcie udziału w moim rozdaniu. :*
 
 
 

Szopping z Warszawy - nie tylko kosmetyczny.

Szopping z Warszawy - nie tylko kosmetyczny.

W zeszły weekend (jak ten czas mknie) spotkałam się z przyjaciółkami w Warszawie. Historia naszej znajomości jest ciekawa i warta jakiegoś osobnego postu kiedyś w przyszłości. A dzisiaj wspominane już zakupy, które udało mi się poczynić w stolicy.

Ponieważ jedna z przyjaciółek mieszka blisko Factory to zawsze tam między innymi lądujemy. I właśnie tam kupiłam:


Zwykły czarny top, bardzo często noszę tego typu topy w przeróżnych zestawach, brakowało mi czarnego. Kosztował zaledwie 20 zł.


Jak to moja przyjaciółka mówi - brĄsolety - 9,90 zł szt.


W outlecie Parfois musiałam się pilnować, wszystko mnie kusiło ale na co tylko spojrzałam to uświadamiałam sobie jedno - mam, mam to też mam podobne w domu. Ostatecznie wyszłam ze wsówkami za jedyne 2,50 zł i ..... 


.... brokatowym kwiatem za chyba jakieś 6 zł.

Wylądowałyśmy też w Złotych Tarasach - a jak! Tam w 3 min w H&M kupiłam och! cudowny spray do ciała z miliardem drobinek brokatu. Słuchajcie, ja jestem stara ale na brokat i migocące bajery reaguję jak wariatka. No same zobaczcie:




Cena - 14,99 - za całkiem sporą objętość.

No i za H&M się zaczęło... Zaraz za rogiem czyhał na nas Bath and Body Works. Ja szczerze przyznaję nigdy w tym sklepie wcześniej nie byłam ale wiele o nim słyszałam i to było miejsce zaplanowane, gdzie chciałam zajrzeć.

Akurat wtedy była promocja - buy 2 get 2 free, promocją była objęta ogromna część kosmetyków. Nie rozpisując się - oszalałam tam. Nie spodziewałam się aż takiej ilości psikadeł z brokatami! Zachowywałam się jak wyżej wspominana wariatka. Planowałyśmy z przyjaciółką wstępnie kupić po jednym kosmetyku dla siebie i wybrać drugi gratisowy. W końcowym efekcie trzecia z nas, chodząc za nami jak cień (dosłownie jak nasi faceci na zakupach) stanęła przede mną, spojrzała i przemówiła (jakby mój rozum ucieleśnił się w jej postaci) - "Kasia... przecież dopiero kupiłaś butlę wody z brokatem"... Także tego... Czar prysł! Miała po prostu absolutną rację...

Wyszłam jednak ze sklepu z podwiniętymi rękawami od łokci po koniuszki palców święcąca brokatem i nasączona mocną wonią chyba kilkunastu mgiełek i wód :D

Kolejny zakup i wg mojego rankingu jest to rzecz, z której najbardziej się cieszę to rozświetlacz z Top Shop. Stałam przy testerze dobre 10-15 min i podziwiałam jego jakość. Mam kilka rozświetlaczy ale naprawdę póki co ten dla mnie jest ideałem i pobił wszystkie inne. Jest niesamowicie delikatny, ma cudowne satynowe wykończenie i co najlepsze - złote wykończenie a z tych, które posiadam wszystkie mają srebrne wykończenie a raczej drobinki. Jest sporego rozmiaru - naprawdę żałowałabym dzisiaj, gdybym go nie kupiła. Kosztował 60 zł ale już wiem, że jest wart tej ceny







Drugiego dnia kontynuowałyśmy szopping, jednak ja już na spokojnie, zaspokojona dniem poprzednim oraz trzymająca już puls na ilości wydanych złotówek nabyłam tylko:


Czarne, zwykłe legginsy z H&M - moje poprzednie są już prawie przezroczyste a legginsy noszę naprawdę często.


No i tu znowu przemówiła moja srocza natura - tenisówki z H&M w kolorze pudrowego różu połyskującego na złoto :)

W domu czekała na mnie dodatkowo przesyłka z Chin (szopping na Ebay jest uzależniający)!



Plastikowy pokrowiec na mój telefon, który spersonalizowałam naklejką z książeczki z marcowego GlossyBoxa.


I kolczyczki, całość w granicach 2,5$ z przesyłką! Mam wyrzuty sumienia czasami kupować tak tanie rzeczy :(

Rozpisałam się ale uśmiech utrzymuje mi się na buzi na wspomnienie wizyty w Bath and Body Works. Wielkie zamieszanie, podniecenie i 0 zakupu :) Najśmieszniejsza była nasza koleżanka, która za nami podążała, bądź stała w miejscu z bardzo  niezrozumiałym wyrazem twarzy - awwwww!!!
Moulin Rouge by Lovely. Kolorowe paznokcie nr 6.

Moulin Rouge by Lovely. Kolorowe paznokcie nr 6.

Dzisiaj lakier, który kupiłam kilka dni temu w Rossmanie w promocji za 3,99 zł. Mając tyle lakierów niby ciężko jest mi znaleźć odcień, którego jeszcze nie posiadam, ale ostatecznie dochodzę do wniosku, że jednak nigdy do końca nie mam z tym problemu :) Tylko rozum mi podpowiada, że we wszystkich barwach tęczy lakiery już mam. Emocje zaś, że wielu, wielu jeszcze mi brakuje.


Lakier ma dziwnie gęstą konsystencję, mi przypomina konsystencję moich dość starych lakierów. To troszkę mnie zniechęciło od samego początku ale dałam radę pomalować paznokcie.

Trudno tu mówić o pigmentacji bo jak przyglądam się paznokciom to wydaje mi się, że lakier składa się z samych drobinek i  shimmera i jest tego tyle i w tylu odcieniach, że nie widzę naprawdę żadnego koloru bazowego. Ogólnie odcień określiłabym jako rudy, miedziany.

Wystarczyła jedna warstwa aby ładnie pokryć płytkę, co dla mnie jest ogromnym plusem.  Niestety lakier i tak długo schnął .

Trwałości jeszcze nie przetestowałam, nałożyłam go tradycyjnie na odżywkę z Eveline i pokryłam topem z Joko.

Na początku wahałam się nad wzięciem tak błyszczącego lakieru, czasami one mi się podobają, czasami ich nie znoszę, nie mam konkretnej opinii na ich temat. Jednak gdy dzisiaj rano pomalowałam nimi paznokcie to byłam wręcz zachwycona. Miedziany nie jest moim ulubionym kolorem ale ten w postaci samych migotek sprawił, że mu wybaczyłam nawet wg mnie beznadziejną konsystencję. Lakier mieni się niesamowicie pod każdym kątem, z którego na niego zerkamy - szczególnie w świetle cudownego słońca! Z resztą - same zobaczcie i napiszcie co o nim myślicie.







 
2 powyższe zdjęcia zrobione w świetle słonecznym.
 
 
I 4 ujęcia z cudownej, słonecznej niedzieli, tzw. prywata :)
 
 
O jejku, jest już dużo cieplej ale ta pani chyba zimą musi być morsem! Dla mnie wielkie brrrrrr!!!



 
Z narzeczonym nie jesteśmy zbyt romantyczni, nawet wykonanie popularnego serca wyszło nam niesamowicie koślawie.
 
To tyle :) Za chwilkę spróbuję ogarnąć posta z shoppingiem z Warszawy. Jak zwykle życzę wam pozytywnego nastawienia na jutrzejszy, często przez nas nielubiany dzień! :*
Śmieci.

Śmieci.

Przy okazji porządkowania mojej szuflady z kosmetykami do makijażu, znosząc do niej rozsiane po całym domu przedmioty natknęłam się na kilka staroci, które w końcu zdecydowałam się wyrzucić.

Wstyd nawet przyznać ile przeleżały w moim mieszkaniu. Wcale z tymi porządkami i kosmetykami do wyrzucenia nie czułam się dobrze, to jakbym wyrzucała banknoty do śmieci. Patrząc na zdjęcia pobudzam swój zdrowy rozsądek, mam nadzieję, że będę o nich pamiętać przy okazji emocjonalnego miotania przy potencjalnej możliwości kupna niepotrzebnego kosmetyku.

Na szczęście nie ma tego aż tak wiele, jednakże cały czas żal mi niewykorzystanych kosmetyków. Ku mojej przestrodze:


 
Limitowane flakoniki wód z Avonu, wszystko fajnie tylko dlaczego od początku ich nie używałam? Gdy niedawno stwierdziłam, że będę nimi obficie się polewać każdego dnia, byle tylko szybciej je zużyć, okazało się że jedyne co z nich zostało to smród alkoholu :(

 
Kilka kosmetyków jeszcze z czasów emigracji. A minęło już przecież około 6 lat od powrotu! Shame on me! Najbardziej mi szkoda pachnącego żeliku z drobinkami Coco Chanel - tak go oszczędzałam, że musiałam go wyrzucić w powodu tego samego zapachu co wody z Avonu :(

 
Maseczka z Oriflame. Maseczki w saszetkach to jedyne rozwiązanie dla mnie!

 
Eyeliner z H&M, rozświetlacz z Avonu i eyeliner z Sephory - zważone - fu!
 
Robicie czasami podobne przeglądy kosmetyków ze skutkiem wyrzucenia kilku na śmietnik? Mam nadzieję, że nie i dobrze gospodarujecie swoimi i z głową dokonujecie nowych zakupów. Jestem jednak pewna, że właściwie są jednostki jeszcze gorsze ode mnie :)
 
 
Soraya BioRepair 30+ - recenzja + prośba.

Soraya BioRepair 30+ - recenzja + prośba.

Te 2 kremy kupiłam w Rossmanie po niesamowitej przecenie w momencie, kiedy kończyły mi się moje 2 inne kremy, które stosowałam przez zimę.

Z reguły nie używam dwóch oddzielnych kremów na dzień i na noc (być może to mój błąd), tym razem skusiłam się przyciągnięta tanią ceną. Niestety mam dość małą wiedzę w temacie składników kosmetycznych ale wiem, że to tylko ode mnie zależy aby ona się wzbogaciła, chociażby w internecie jest mnóstwo artykułów, dzięki którym można się doedukować.

Piszę o tym bo chciałam wytłumaczyć zasadność stosowania oddzielnych kremów na dzień  i na noc - tym bardziej z tej samej serii od jednego producenta. Kremy na noc mają wg mojej wiedzy więcej składników odżywczych, lub większe ilości pewnych składników, które gdy nasz skóra odpoczywa, delikatnie mocniej na nią dobroczynnie wpływają.

 

 
W każdym kremie znajdowała się bardzo przydatna ulotka z całą ofertą kremów marki Soraya podzielona wg wieku i rodzaju cery, oraz szpatułka, która naprawdę dość często się nam przyda. Nie koniecznie do nakładania konkretnie kremu. Myślę, że każda z nas używa jako jedyna swojego kremu na twarz i robi to najczęściej podczas porannej lub wieczornej toalety mając wtedy zupełnie czyste ręce, co sprawia, że używanie za każdym razem szpatułki wydaje się być bezsensowne.



 Co nam obiecuje producent po stosowaniu kremów.
 
 
Ta informacja na temat składników raczej zachęca.
 
 
Rozszerzone wyjaśnienie działania niektórych składników.
 
 
Skład kremu na noc.

 
Skład kremu na dzień.
 
 
 
Kremy umieszczone są w naprawdę ładnych, ocierających o luksusowy wygląd szklanych słoiczkach.


 
Tutaj na zdjęciach jest ich jeszcze około po połowie, pisząc recenzję sięgam już dna :)

 
I teraz już moja ogólna opinia. Otóż pisałam już chyba, że moja cera na szczęście nie jest bardzo wymagającą cerą. Nie zmagam się z żadnym większym skórnym problemem. Na pewno wymaga ona mocnej dawki nawilżenia i niestety na co mogłabym stawiać jeśli chodzi o składniki dobre dla mojej skóry - to składniki przeciwzmarszczkowe.
 
Jestem też zdania, które jest powszechne, że chyba żaden krem tak naprawdę cudów nam nie uczyni. Na jakość skóry wpływają czynniki genetyczne, sen, odżywianie się jak i brak nałogów typu palenie czy alkohol.
 
Podsumowując jednak kremy Soraya okiem laika mogę zdecydowanie powiedzieć, że mam konkretne zdanie na ich temat i jest ono bardzo pozytywne.
 
Konsystencja kremu jest delikatna, kremowa, bardzo łatwo się rozprowadza. Lubię takie konsystencje a nawet troszkę mocniej kremowe niż te bardziej wodniste. Krem bardzo szybko wchłania się w skórę, przynosząc ulgę, jeśli ktoś ma problem ze ściągniętą skórą.
 
Jak najbardziej nadaje się jako krem pod makijaż, nie zaobserwowałam w najmniejszym stopniu jakiegoś ważenia się. Po stosowaniu kemu na noc, rano cera wydaje się być wypoczęta, ładnie wyglądająca ale jestem pewna, że odpowiednia dawka snu ma największy na to wpływ :)
 
Każdy z kremów ma pojemność 50 ml - czyli standardowa pojemność kremów do twarzy. Nie ma problemu z dostępem do kremu w żadnym miejscu słoiczka.
 
Zapach kremu - tą kwestię uważam często za indywidualną, mnie nie zachwyca, na pewno też mnie nie odpycha. Jest dość delikatny - jak zawsze mam problem z jego określeniem :) Jest ok!
 
Ogólnie jestem jak najbardziej zadowolona z mojego zestawu kremów Soraya, cieszę się, że jest to nasza rodzima marka. Ponieważ raczej z kremami mam tak, że za każdym razem kupuję coś innego, poszukuję i testuję - to nie ponowię zakupu tych kremów od razu, ale kto wie, czy w przyszłości znowu nie trafią do mojej kosmetyczki.
 
Niestety nie powiem wam dokładnej ceny za krem. Ja za swoje dałam lekko ponad 10 zł za sztukę. Ale o ile mnie pamięć mocno nie myli, to ich regularna cena wahała się w okolicy nawet 30 zł.
 
A teraz mam pytanie - prośbę. Kilka tygodni temu natknęłam się na bardzo przydatną stronę czy dział na portalu wizaż.pl z tabelami i oznaczeniami składników kosmetycznych. Niestety nie wiem jak zgubiłam tego linka a bardzo chciałabym z powrotem tam trafić by móc analizować składy kosmetyczne i czegoś się nauczyć. Wizaż.pl jest dla mnie nieodgadnioną otchłanią wirtualną i ciężko mi jest tam się odnaleźć, szukałam zakładki o której piszę ale bez skutku. Czy może któraś z was wie o czym piszę i mogłaby mi podać linka? A może znacie inne miejsca w sieci, gdzie podobne informacje można znaleźć? Być może idę na łatwiznę i powinnam więcej pobuszować ale jednak kto pyta nie błądzi a ja zaoszczędzę czasu i nerwów :)
 
Pozdrawiam was i dzięki za zaglądanie!