Mnóstwo nowości z zajawką rozdania.

Mnóstwo nowości z zajawką rozdania.

Dzisiaj post kompletnie nie związany z sylwestrem. Dla tych (ale nie tylko), którzy tak jak ja zostają w domu i nawet w nim nie mają szczególnych planów. Nie powiem, wyszłabym gdzieś, uwielbiam przygotowania przed balangami ale nie dla mnie imprezy sylwestrowe w tym roku :)

Ten rok był dla mnie szczególny z racji wydania na świat mojej cudownej Puci. Bloga w związku z tym odwiedzałam rzadziej, pojawiało się mniej postów, nieregularnie przeglądałam wasze. Mam nadzieję, że przyszły rok da mi nieco więcej czasu wolnego co mam nadzieję stanie się przez lepsze rozplanowanie każdego dnia.

Chciałabym abym w przyszłym roku była lepiej zorganizowana, bardziej odważna, bardziej pracowita lub mniej leniwa, abym potrafiła się jeszcze bardziej cieszyć z każdej chwili, każdego dnia jaki jest mi dany. Mam nadzieję, że uda mi się być mocno pozytywnie zmotywowaną. Muszę zdecydowanie odważniej iść drogą ku realizacji swoich marzeń, założeń i planów. Troszkę czuję, że cały czas tkwię w miejscu.

Wam życzę harmonii, samych cudownych chwil a w tych trudnych momentach, które każdego doświadczają siły, nadziei i przyjaciół wokoło. Niech Nowy Rok będzie dla nas wszystkich szczęśliwy :)

Zanim jeszcze przejdę do tematu posta chciałam wam gorąco podziękować, że mnie odwiedzacie. Bloga prowadzę z czystej przyjemności, jest mi ogromnie miło, że ktoś na niego zagląda, przeczyta co napisałam, zostawi po sobie ślad. Mam nadzieję, że uda mi się dalej rozwijać i pozyskiwać nowych czytelników bo wiadomo, że to dzięki wam blogi istnieją i chce się je tworzyć.

A teraz już o nowościach. Niby to nieco zapychające posty ale naprawdę lubię takie przeglądać i wiem, że wiele z was też je lubi. Kosmetyki, które dzisiaj pokażę są zbiorem nowości zgromadzonych od kilku miesięcy. Nie wiem czy jest ich dużo czy nie szczególnie - na pewno jest to pojęcie względne. Część kosmetyków kupiłam sama, częścią zostałam obdarowana. A więc do prezentacji!


PREZENTY ŚWIĄTECZNE



Mój mąż kolejny raz bardzo ale to bardzo mile mnie zaskoczył. Nawet kolorystycznie wybrał chyba najfajniejszą dla mnie opcję. 


Cień od przyjaciółki. Gdy kiedyś buszowałyśmy po Rossmannie powiedziałam, że kiedyś go kupię (cudownie w sztucznym świetle się mieni). Już nie muszę kupować.


Lakiery z H&M. Powinnam je mieć dzisiaj na paznokciach. Choć tyle akcentu karnawałowego. Właściwie zaraz się za to zabiorę.


To, że lubię testować produkty W7 mam nadzieję już wiecie.


Od mamci :)


Od brata, który zapewne posta przeczyta gdyż uparcie twierdzi, że jest wiernym fanem mojego bloga :)


Tradycyjnie dostaję zestaw kosmetyków od taty.



ZAKUPY Z DROGERII DM

Około miesiąca temu wybrałam się do drogerii DM, gdzie nieco się rozpieściłam. Poniżej zobaczycie kosmetyki, pośród których znajdują się między innymi te, które będzie można zdobyć w moim kolejnym rozdaniu, a ono startuje już JUTRO. Mam nadzieję, że wpadniecie.


Nie wiem - powiedzcie mi czy można u nas dostać tą wersję szamponu Loreal. Jak tylko zobaczyłam zanurzone w nim drobinki - był już mój.


Piaski P2. Cudowności.
Jeden z nich prezentowałam już tutaj.


Upolowałam dwa kosmetyki z limitowanki Come To Town, która pojawiła już się u nas w Naturach.


Ostatnio wzbogaciłam się o kilka balsamów do ust.


Kojarzycie tą markę? Mi jakby w oczy się gdzieś już rzuciła ale nie mogę powiedzieć, że ją znam. Znalazłam ją w niemieckim Realu. Wygląda na idealną neutralną paletkę.


Cienie od P2 i Rival de Loop (ten niestety wyglądał bajecznie do pierwszego potarcia, będzie o nim osobny post).


Brokat do rzęs w formie maskary z limitowanki Gold & Crown od P2. 


PROMOCJA 1 + 1 W ROSSMANNIE



Najpierw skusiłam się na planowane do kupienia od jakiegoś czasu 2 odcienie kremowych cieni Color Tattoo a po kilku dniach nie oparłam się możliwości tańszego wypróbowania lakierów Rimmel by Rita Ora.


O tej paletce również zdążyłam już napisać na blogu w tym miejscu.


CAŁA RESZTA


Rozświetlacze od Makeup Revolution.


Bardzo świeży nabytek wypatrzony w H&M.


Kilka kolejnych produktów do ust.


Och, moja jedyna, najlepsza, najskuteczniejsza baza. Nareszcie zakupiona pomimo, że online to z pewnego źródła czyli Sephory.


I jeszcze jakby mało mi było lakierów - prezent mikołajkowy od męża. 


Wczoraj robiąc zdjęcia zdziwiłam się po zgromadzeniu wszystkiego w jednym miejscu, że jest tego wg mnie całkiem sporo. 

Znacie lub posiadacie któreś kosmetyki? Dajcie mi znać, o których chciałybyście poczytać na blogu.

Zastanawiam się czy o tej porze w sylwestrową noc znajdzie się bratnia mi dusza spędzająca w podobny, dość nijaki sposób ten wieczór :) 

Jeszcze raz dziękuję każdej pojedynczej osobie, do mnie w tym roku zaglądającej. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku. Wpadnijcie tu jutro :)





Lato zimą pod prysznicem. Żele Lirene.

Lato zimą pod prysznicem. Żele Lirene.

Gdzie obecnie nie spojrzymy czy nie zajrzymy tam o świętach i zimie. A ja na przekór zawieję na blogu latem. Kosmetyki bowiem, o których dzisiaj mowa całkowicie mi się z latem kojarzą i aby przełamać panującą niestety obecnie jesienną szarugę zachęcam do ich wypróbowania. Na poprawę nastroju i dla uzyskania dawki pozytywnej energii.



W ostatniej otrzymanej paczce z kosmetykami do testowania od między innymi Lirene znalazły się 3 nowe żele pod prysznic o kuszących wariantach zapachowych - truskawkowym, brzoskwiniowym i różanym. Wszystkie w dużych, rodzinnych butlach o pojemności 400 ml. 

Zanim przekonałam się o prawdziwym ich zapachu oprócz informacji na opakowaniu zostałam od razu skuszona przez ich przekonujące, energetyczne kolory. Pewnie ten fakt mało jest istotny w pielęgnacji ale za to jaki miły podczas używania. Ma to znaczenie gdyż widok soczystego odcienia kosmetyku wraz z idącym za nim zapachem pobudza nasze zmysły i sprawia, że zwykły prysznic staje się znacznie przyjemniejszy. 

Sam zapach jest kluczowym "przyciągaczem" każdego z 3 żeli. Aromaty są absolutnie uzależniające. Są słodkie, owocowe, cudownie aromatyczne. Chciałoby się zastosować je jako polewy do lodów. Myślę, że każdej osobie skojarzą się z latem i dlatego warto używać ich właśnie zimą, szczególnie obecnie przy panującej smutnej aurze.

Mi przypadły do gustu szczególnie 2 zapachy owocowe  (trzeci - różany podarowałam mojej mamie, dlatego nie ma go na zdjęciach). Mogłabym próbować określić dokładnie ich zapach ale w tym przypadku wystarczy napisać, że pachną po prostu jak truskawki i brzoskwinie :) Słodko ale nie przytłaczająco. Niesamowicie oddają prawdziwy aromat owoców. 




Poza zachwytami nad zapachami muszę napisać, że żele są bardzo wydajne, opakowania solidne i nie ma problemów z dozowaniem (żel się nie przelewa, nie brudzi dzióbka ani zatyczki). Konsystencja jest wypośrodkowana, w sam raz - nie jest ani lejąca ani zbyt gęsta. Delikatnie się pienią. Nie wysuszają skóry. 

Cena - 12 zł/400 ml. 

Produkty moim skromnym zdaniem uważam za bardzo udane. Polubiłam je więcej niż bardzo i na pewno będą się u mnie pojawiać co jakiś czas. Jestem wyjątkowo zadowolona, że mogłam się z nimi zapoznać. Żele są fajnym pomysłem na prezent jeśli szukamy dla kogoś małego drobiazgu. 

Jestem ciekawa który wariant lubicie najbardziej jeśli miałyście z nimi styczność.





Makijaż nr 7 - wieczorowy.

Makijaż nr 7 - wieczorowy.

Nie lubię na blogach przepraszania - przepraszam, że długo mnie nie było bo..., przepraszam za to, za tamto. Sama jednak gdy zaczynam post często w myślach zaczynam od przepraszania. A to, że zdjęcia nie takie, a to, że za rzadko tu jestem (bo jestem). Chciałabym prężniej tu działać i taki czas nastanie - jak Pucia przestanie mnie wykańczać :) (choć kocham tą rzeczywistość milion razy bardziej od okresu sprzed Puci gdy miałam setki wolnych godzin do przeznaczenia na dosłownie wszystko).

Tęsknię za makijażami okrutnie, dzisiaj nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego kiedyś tak marnowałam wolny czas zamiast tworzyć.

Zmalowałam w każdym razie dzisiaj rano oko. Wszystko na szybko - zdjęcia robiłam już z nierozumiejącą nic Pucią siedzącą obok mnie w samochodowym nosidełku, która nie była dla mnie ani łaskawa ani wyrozumiała :)

Makijaż wykonany w większości paletką Sleek Arabian Nights. Połączenie ciemnego i jasnego granatu z odrobiną złota. Makijaż ciężki (choć zdjęcia pożarły połowę efektu) - dla amatorek mocnego podkreślenia.

Zostawcie pod spodem swój komentarz czy wam się podoba lub nie.












Kolorowe paznokcie nr 14. Stalowy piasek od P2.

Kolorowe paznokcie nr 14. Stalowy piasek od P2.

Jakieś 2 tygodnie wybrałam się do drogerii DM, którą szczęśliwie dla miłośniczek Balei, Alverdy czy P2 otworzyli nareszcie całkiem niedaleko od Szczecina. Ówcześnie najbliższymi DMami były chyba te w Berlinie.

Mam zamiar podzielić się z wami swoimi zakupami zarówno obrazowo, słownie jak i dosłownie. Wybiegam jednak wcześniej z prezentacją jednego z trzech piaskowych lakierów od P2, które mnie na tyle urzekły, iż postanowiłam złamać swoje tegoroczne postanowienie o niekupowaniu nowych lakierów. Niedługo pojawi się post z jego podsumowaniem.

Dzisiejszy odcień nosi nazwę "Strict" i jest w stalowym, chłodnym kolorze. Lakier posiada mnóstwo srebrnych iskierek, których migoczący efekt zanika znacznie po wyschnięciu oraz srebrny drobny brokat. Od koloru "wieje" chłodem i rockowym klimatem. Idealny na obecną porę roku.




Krycie lakieru jest dobre, jakby ktoś się uparł mógłby zakończyć swój manicure na pomalowaniu paznokci jedną warstwą. Ja z racji tego, że piaskowe lakiery wysychają znacznie szybciej niż te o lśniącym wykończeniu, skusiłam się na 2 warstwy. Kolor zyskał wtedy na intensywności.



Po jednej dobie na paznokciach u kilku palców nieznacznie ale to naprawdę nieznacznie starły się końcówki (z podkreśleniem, że każdego dnia sto razy myję ręce, 50 razy buteleczki, łyżeczki, miseczki itd.). Z trzech kupionych piasków od P2 dzisiaj opisywany jest ostatnim już, który testuję i każdy zachowywał się na paznokciach podobnie - po 3 dniach były do usunięcia. Efekt końcowy nie był tragiczny ale poczucie estetyki mówiło o konieczności zmycia lakieru.

Buteleczka o pojemności 10 ml wygląda klasycznie i tak samo określiłabym pędzelek. Żadnych udziwnień i innowacji.




Koszt lakieru to 1.95 Euro czyli około 8 złotych - cena bezdyskusyjnie nie wysoka.

Zawsze na końcu postów pytam o to samo ale jestem szczerze ciekawa - czy posiadacie może ten lub inne piaskowe lakiery od P2? Jaka jest wasza opinia jeśli macie któreś w swoich kolekcjach i co myślicie o przedstawionym dzisiaj odcieniu.






Kolejna paletka do makijażu? Barry M.

Kolejna paletka do makijażu? Barry M.

Tydzień temu pochłonął mnie (jak na moje możliwości czasowe) Dzień Darmowej Dostawy. Założeniem było kupienie prezentów dla najbliższych, ponieważ w tym roku z wiadomego powodu nie mam czasu na włóczenie się po galeriach. Wieczorem, gdy Pucia już spała komputer rozgrzany był do czerwoności i w amoku, sama nie pamiętam dokładnie jak to się stało, o 23.58 wpadł do koszyka prezent i dla mnie...

Do Świąt nie zamierzałam czekać, od razu zabrałam się do jego "konsumpcji". Z jakich kosmetyków kojarzycie markę Barry M? Mi obecnie przychodzą na myśl lakiery do paznokci, gdy mieszkałam jeszcze w Anglii pamiętam ich słoiczki z pigmentami i brokatami. Z sentymentu aż wynurzyłam swój pierwszy słoiczek brokatu od właśnie Barry M, który po wielokrotnych aplikacjach wciąż jakby pęka w szwach od ilości produktu.

Uwielbiam paletki cieni, prawdopodobnie te nowe, które kupuję zawierają odcienie, które już posiadam ale pomimo to nie potrafię czy też nie chcę odmawiać sobie raz na jakiś czas czegoś nowego. Na pewno skądś to znacie.

Dzisiaj właśnie chciałam wam pokazać paletkę od Barry M. W swojej kolekcji firma ma ich kilka, nie mogłam się zdecydować którą powinnam wybrać dla siebie. Ostatecznie padło na wersję Starry Eyed.




Opakowanie paletki jest kartonikowe - powiedziałabym, że jest to rozwiązanie "na czasie". Wiele firm wydaje swoje produkty w opakowaniu o podobnej formie. W środku mamy niby malutkie lusterko jednak całkiem swobodnie można zrobić przy jego użyciu przynajmniej makijaż oczu. Na pewno jest przydatne. Do cieni dostajemy 2 pacynki - dla mnie raczej zbędne. Samych cieni jest 6 sztuk i jeden róż do policzków.

3 cienie są całkowicie matowe i 3 perłowo - satynowe. Wszystkie cienie są niesamowicie napigmentowane włącznie z odcieniami matowymi (one nawet nieco bardziej). Cieszę się, że nie rozczarowałam się pod tym względem. 



Aplikacja satynowych odcieni jest utrudniona. Po pierwsze nie specjalnie dobrze przylegają do pędzla a co za tym idzie - wg mnie dość mocno się osypują. Łatwiej nałożyć je palcem i pędzlami rozcierać. Palcem można dokładać kolejne warstwy dla uzyskania głębi koloru. Pomocną w tej kwestii okaże się na pewno baza pod cienie. Matowe cienie z kolei działają bez zarzutu. Świetnie oddają kolor na powiece i nie ma problemu z osypywaniem. 

W paletce znajduje się również jeden róż. Jego kolor to koralowa brzoskwinia ze złotą poświatą. Jest jak na róż dość ciemny i bardzo łatwo przedobrzyć a wręcz można od razu zepsuć makijaż policzków. Trzeba wyjątkowo uważać przy jego aplikacji. Kolor jednak jest tak piękny, że wybaczam mu jego intensywność. 

Kolory jakie oferuje nam paletka są idealnymi do wykonania makijażu "smoeky eye" w kilku wersjach, kamelowy - naturalny odcień świetnie rozetrze granice ciemnych cieni. Moimi ulubionymi odcieniami są: granatowy, ceglasty (pomimo, że nie jest on łatwym kolorem to jest obłędny), brązowy satynowy (który daję efekt tafli) i matowy brąz. Plus róż.



Szkoda, że cienie nie mają swoich nazw, wg mnie nazwy cieni są fajnym, umilającym ich stosowanie rozwiązaniem.

Za paletkę zapłaciłam 31,90 zł (szczęśliwie bez kosztów przesyłki), kupiłam ją w sklepie Minti Shop a dokładnie tutaj

Podsumowując - jestem troszeczkę rozczarowana cieniami nie matowymi i róż (przynajmniej dla mnie - bladolicej) mógłby być jednak jaśniejszy. Pomimo wszystko ja - skrzywiona na punkcie nowości kosmetycznych, nie żałuję tego zakupu i jestem całkiem zadowolona. Jestem ciekawa na jak długo zaspokoiłam swoją potrzebę zakupową...

Dajcie znać czy spotkałyście się już z tą bądź innymi paletkami do makijażu od Barry M i co myślicie o wersji Starry Eyed. 



Widzicie ten granat, cegłę i brąz? Jak dla mnie są cudowne.



Na szybko musiałam zmalować jakiś makijaż. Choć jedno oko.