Makijaż nr 2. Granat + niebieski.

Makijaż nr 2. Granat + niebieski.

Dzisiaj wersja makijażu z głównym udziałem soczystego niebieskiego oraz granatu.

Do makijażu użyłam głównie cieni Inglota wydobytych z czeluści moich zbiorów i tylko jeden z cieni Inglotem nie jest ale jest już na tyle sędziwy, że nie pamiętam skąd pochodzi :) Wydaje mi się to być Miss Sporty ale nie mam pewności.


Przy dolnej linii rzęs wyszło troszkę oczywistej zieleni po połączeniu koloru niebieskiego i żółtego.

Czekam na wasze opinie :) Na około 100 osób odwiedzających posta zaledwie około 8 osób pozostawia po sobie ślad - przełamcie się i wyraźcie swoje zdanie tym razem w bardziej masowej ilości!









Miętusek. Kolorowe paznokcie nr 12.

Miętusek. Kolorowe paznokcie nr 12.

Ojj dawno już nie było u mnie paznokci na blogu, tzn. prezentacji lakieru. Odkąd dałam sobie bana na kupno lakierów do końca tego roku jakoś od razu zablokowałam się na prezentację tych, które przecież w tak licznej ilości posiadam.

Przyznam wam, że odkąd postanowiłam nie wydawać pieniędzy na nowe butelki lakierów zgrzeszyłam tylko raz! Kupiłam przez 3 mce (od początku mojego postanowienia) tylko jedną buteleczkę. Oczywiście mam z jej powodu wyrzuty sumienia, że jednak w 100% mi się nie udało ale jeśli do końca roku ta jedna pozostanie moim jedynym wyrzutem to i tak będzie super :)

Tymczasem maluję paznokcie tym co mam a mam tego duuuużo i dzisiaj przedstawiam wam miętowy lakier Golden Rose.

Lakier z serii Rich Color o numerze 44. Są to lakiery posiadające szerokie pędzelki i niby zapewniają krycie już przy pierwszej warstwie. Mam z tej serii kilka lakierów i niektóre faktycznie dają zadowalający efekt po pokryciu paznokci jedną warstwą ale miętus potrzebował zdecydowanie dwóch.

Jako top użyłam dodatkowo brokatowego lakieru również z Golden Rose o numerze 318. Jest to pięknie mieniący się brokat pasujący idealnie do miętowego koloru. Nie zmienia jego odcienia a nadaje mu błysku szczególnie w słonecznym świetle, którego mi podczas robienia zdjęć niestety zabrakło.

Oto rezultat całości.








To zdjęcie mocno zbliżyłam abyście mogły zobaczyć zatopione w lakierze drobinki w srebrnym kolorze. Na paznokciach nie są one aż tak widoczne. Może delikatnie w słońcu. 




Czy każda z was w okresie mody na pastele posiada w swojej kolekcji miętowy lakier do paznokci? Jeśli pisałyście posty o lakierach w podobnych odcieniach to mi podlinkujcie w komentarzu :)




2000 kalorii.

2000 kalorii.

Nie trudno się domyślić, że dzisiaj o mocno rozsławionym tuszu pośród nie tylko blogerek, vlogerek ale większości płci żeńskiej.

Ja chyba naprawdę nie słyszałam o nim negatywnych opinii a jeśli takie są, to na nie nigdy nie natrafiłam. Zachęcona samymi pozytywnymi komentarzami bez większego namysłu zakupiłam tusz Max Factora. Żeby było jeszcze przyjemniej skusiłam się na niego podczas Rossmannowskiej promocji -40% na kolorówkę.

Używam go od około 1,5 miesiąca i już czas abym mogła wyrobić o nim swoje zdanie.




Tusz jest na moje oko bardzo klasycznym produktem. Opakowanie jest stonowane, szczoteczki nie cechują żadne niestandardowe rozwiązania, rozmiarem też nie wzbudza większych emocji. Wszystko do siebie pasuje - w końcu to tusz klasyk.



Szczoteczka jak widzicie jest gęsta, pozwala na dokładną aplikację tuszu. Ładnie rzęsy rozczesuje, nie powstają grudki.

Konsystencja tuszu od początku jest jak dla mnie znośna, niemalże od razu można uzyskać zadowalający efekt osadzenia tuszu na rzęsach. Z czasem jak dla mnie i jak to najczęściej bywa efekt jest jednak coraz lepszy. 

Mi przyznam, że dość ciężko pisać recenzje maskar gdyż moje rzęsy są niemiłosiernie liche. Są dość rzadkie, sztywne, proste i dość często rosną jak chcą tzn. co któraś tam zamiast do góry rośnie w dół :( Ciężko mi jest uzyskać kiedykolwiek jakiś zadowalający efekt. A może jednak właśnie tego rodzaju rzęsy są dobrym materiałem do testowania maskar? Bo przecież na szczęściarach obdarzonych długimi firankami większość produktów będzie dawała spektakularny efekt? Odpowiedź pozostawiam wam :)

Max Factor 2000 calorie jest na pewno tuszem dobrej jakości. Tusz wytrzymuje z nami caluteńki dzień bez żadnego osypywania się czy rozmazywania. Nie jest to tusz wodoodporny więc nie oczekuję tej cechy od niego. Wiadomo, że jak lunie deszcz, wskoczymy "z nim" do basenu czy jak to dziewczyny czasami się rozbeczymy to ma prawo nam w części lub całkowicie spłynąć :) Jednak w normalnych dziennych warunkach nic z nim się nie dzieje przez wiele, wiele godzin.

Efekt na rzęsach? Mnie niestety rozczarował :( Może za dużo sobie wyobrażałam po przeczytaniu tylu tak dobrych opinii. Nie jest oczywiście jakimś niewypałem ale mi osobiście daje tylko delikatny efekt. Nie zauważyłam ani żadnego podkręcenia ani wydłużenia. Przy dwóch warstwach może delikatne pogrubienie. 

Jestem świadoma nawiązując do tego co już wyżej napisałam, że efekt na rzęsach będzie inny w zależności od kondycji rzęs i ich predyspozycji.

Najlepiej zrozumiecie o czym piszę prezentując wam efekt na samych rzęsach :)


Golaski. Moje rzęsy są koloru blond :) Więc nałożenie choćby najbeznadziejniejszej maskary da widoczny efekt.


1 warstwa tuszu.


2 warstwy tuszu. Jak dla mnie różnica jest mało widoczna. Jest ale minimalna.


1 warstwa.


2 warstwy.

Podsumowując. Nie jest to tusz dla mnie. Za dobrą jakością nie idzie zadowalający mnie efekt. Zdecydowanie NIE ODRADZAM wam jego zakupu bo jednak dobre opinie nie wzięły się znikąd. Ot, po prostu 2 tysiące kalorii na moich rzęsach wygląda jak może tylko jeden ich tysiąc albo nawet mniej. 

Tusze Max Factora ogólnie lubię, nie przypominam sobie, żebym zawiodła się na ich jakości i na pewno byłam bardziej zadowolona z efektu używając innych modeli. 

Proszę was dajcie mi znać czy go miałyście i czy lubicie. Smutno mi się robi widząc ile osób zagląda do mnie w stosunku do pozostawionych komentarzy. Ja naprawdę jestem ciekawa waszego zdania!



Makijaż nr 1.

Makijaż nr 1.

Ciężko mi nazywać swoje makijaże jak niektóre osoby potrafią (typu - wiosenny powiew lub jamajska zieleń), kolorystycznie też jest czasami trudno je zdefiniować gdyż mają wiele różnych odcieni. Zacznę więc makijaże wykonywane dla "radochy" numerować. To tak wstępem i wytłumaczeniem tytułu posta.

Zachciało mi się dzisiaj coś zmalować i efektami dzielę się z wami. Mam nadzieję, że kiedyś moje zdjęcia będą wyglądały znacznie lepiej, póki co jestem mocno niezadowolona ale mimo wszystko je prezentuję. Do sukcesu dochodzi się metodą prób i błędów więc ja będę próbować, próbować i próbować.

Dzisiaj połączenie przede wszystkim różu, fioletu i niebieskiego.

Dajcie znać jak wam się podoba lub nie :)







Krzywo, wiem.




Essence - zestaw do stylizacji brwi.

Essence - zestaw do stylizacji brwi.

Dość niedawno kupiłam zestaw do stylizacji brwi od Essence. Patrząc na opakowanie nazwa może wydawać się, że brzmi górnolotnie, lecz faktycznie jakby nie było otrzymujemy zestaw składający się z kilku elementów. 




Cena tego kosmetyku to około 12 złotych. 

W skład zestawu wchodzą 2 odcienie prasowanych cieni, pędzelek oraz 3 szablony, które mają nam pomóc w uzyskaniu wymarzonego kształtu brwi, jeśli któraś takich nie posiada. 




Ja oczywiście wybrałam zestaw jaśniejszy 02 blond style. 


Cienie są dość dobrze napigmentowane i faktycznie są trafnie dobrane do pomocy w stylizacji jasnych brwi. Moja oprawa oczu jest bardzo jasna, jednak od wielu lat przyciemniam brwi henną. Dlatego też do wypełnienia swoich brwi używałam przede wszystkim ciemniejszego odcienia. Jaśniejszy będzie świetnym rozwiązaniem do nie przyciemnianych, naturalnie bardzo jasnych brwi.

Na swoje brwi nie mogę za bardzo narzekać jeśli chodzi o gęstość. Na pewno powinnam popracować nad ich ładniejszym wyregulowaniem. Gdy henna zaczyna schodzić a nie zawsze jaśnieje równomiernie, do akcji wkraczają kosmetyki podobnego pokroju do opisywanego dzisiaj przeze mnie zestawu od Essence. 

Z szablonów nie skorzystałam, być może kiedyś się zabawię. Póki co na co dzień nie mam takiej potrzeby. Pędzelek zawarty w zestawie jest jak dla mnie wątpliwej jakości. Jest on sztywny, włosie ścięte jest na ukos ale w jednej linii i wg mnie powinien mieć jednak nieco inny kształt. Przydał mi się on bardziej do ujarzmienia i wyczesania brwi. Ostatecznie cieni używałam korzystając ze swojego starego, skośnego pędzla.



Same cienie jak wspominałam nie są złej jakości i zdecydowanie można je określić jako bardzo funkcjonalne. Myślę, że większości blondynek lub osób o jasnej oprawie oczu uda się uzyskać za ich pomocą zadowalający efekt, jeśli nie którymś z dwóch cieni to ich mieszanką. 

Ja sama preferuję kosmetyki wielofunkcyjne. Wg mnie gadżet od Essence jest przydatny ale dla mnie osobiście nieco zbędny. Zdecydowanie bardziej podoba mi się zestaw do brwi Catrice, o którym też niedługo napiszę. Ja najczęściej jednak korzystam "ulepszając" brwi z po prostu posiadanych przeze mnie cieni i ulubionych pędzli. 

Jeszcze dodam, że dołączone szablony mogą wydawać się fajne, ale nie sądzę aby wiele osób z nich autentycznie na co dzień korzystało. 

Myślę, że wkrótce pozbędę się z tej paletki wszystkiego oprócz cieni, które włożę do większej palety. One na pewno będą mi jeszcze długo służyły :)


Brwi przed poprawkami.


I po.


A wy czego używacie do stylizacji swoich brwi - podobnych zestawów czy jak ja po prostu dobranych pod swoje potrzeby cieni?


Szał nowości!

Szał nowości!

Wiecie co, mam nadzieję, że po narodzinach dzidzi będę umiała znaleźć czas na blogowanie. Czas, chęci i że siła mnie nie opuści. To taka moja odskocznia ale dzidzi jeszcze nie ma a ja i tak zabiegana.

Udało mi się w końcu dzisiaj porobić dość niechlujne zdjęcia moich nowych nabytków, trochę mi się tego nazbierało ale ogromnie mnie one cieszą gdyż dawno nie robiłam porządnego szoppingu i dawno nie odczułam takiego prawdziwego nim nasycenia.

Wszystko zaczęło się od przyjazdu mojej kochanej przyjaciółki aż z Białej Podlaskiej. Zawsze jak się spotykamy to jakiś szopping musi się odbyć. W ósmym miesiącu ciąży przeleciałyśmy w Szczecinie po wszystkich centrach i może trudno w to uwierzyć ale i ciucha jakiegoś dla siebie przygarnęłam :)

Do tego wszystkiego doszło trochę kosmetyków zakupionych w ostatnim okresie przy różnych okazjach. Chętne osoby zapraszam do "galerii" :)

Jestem wyjątkowo niezadowolona ze zdjęć. Złe tło (nie rozprostowana jeszcze narzuta). Ale przejdźmy do rzeczy.



Nic mnie tak nie cieszy jak kupowanie ciuchów za przysłowiowy bezcen. Tą bluzę znalazłam w C&A za 25 zł przecenioną z 70. Nie powiem, że cekinowe rękawy mnie do niej całkowicie przekonały. Mój mąż za to stwierdził, że jest okropna, te cekiny nie pasują, kolor jest okropny i dekolt mnie postarza :D



Bardzo chciałam coś nowego w pastelowym niebieskim kolorze. Ale jak coś dla mnie teraz znaleźć? W H&M nie mogłam uwierzyć gdy na wieszaku przy kasach, gdzie wisiał jeden wielki przeceniony misz masz znalazłam tą sukienkę, która idealnie teraz pasuje mi jako tunika na brzuszek. No i cena - 20 zł z 59,90. Nie mam tylko za bardzo co do niej nosić obecnie bo przez brzuszek jest zbyt krótka z przodu a czarne legginsy ją chyba przytłaczają...


Koszulka z TK Maxx - 25 zł, spodobał mi się jej morelowy odcień i to, że nawet ją jeszcze na siebie naciągnę :) No i cena. 


Szal F&F, kosztował chyba 15 zł - zdjęcie nie oddaje jego koloru, jest to piękna fuksja. 


Kolejna szmatka z Carry. Brakowało mi czegoś iście letniego na szyję. 25 zł.


Ta sukienka choć na zdjęciu wygląda jak wielkie nieszczęście jest w podsumowaniu szoppingowym moją faworytką. Od chyba 3 lat szukałam dla siebie wymarzonej maxi dress... Ciężko mi było jednak znaleźć taką, która jednocześnie będzie mi się podobała oraz będzie bardziej zakryta w okolicach biustu (nie będzie miała typowych trójkątów na piersi). Dodatkowo w tym roku jeszcze bardziej chciałam maxi sukienkę abym mogła w niej przechodzić końcówkę ciąży. Nie mogłam uwierzyć, po zmierzeniu tej powyższej, że całkiem całkiem na mnie pasuje, przykrywa to co trzeba i odpowiadają mi kolory. Kosztowała średnio mało bo 89.90 zł ale z całym przekonaniem wydałam na nią tą sumę. 


Poszukiwałam też letniej torebki. Ostatnio u mnie królują listonoszki tego typu. Przerażają mnie ceny nowych torebek - średnio od 60 zł wzwyż. Wiem, że za miesiąc, 1,5 mca wszystko będzie o średnio 40% taniej gdy zaczną się wyprzedaże. Udało mi się jednak ku mojemu zadowoleniu znaleźć pasującą mi torebkę w bardziej letnich odcieniach za 39.99 w Sinsay. Najbardziej chciałam znaleźć podobną torebkę w odcieniu pudrowego różu albo jak kieszonka tej torebki w odcieniu mięty. Niestety nie udało się ale ostatecznie jestem również zadowolona. 


A to moja fanaberia :) Lubicie takie żarówy? Ją kupiłam na Ebay za ok. 30 zł. Jest szalenie neonowa i będzie dosadnie przełamywać nudniejsze stylizacje :)


Koniec z ciuchami i dodatkami. To moje zdobycze z Bomb World i mojej pierwszej wizyty w tym sklepie. 


Po spotkaniu z Alą i Olą, przy wciąż utrzymującym się dobrym nastroju kupiłam 3 kosmetyki w Naturze. Ola miała bajecznie niebieskie rzęsy i zaraz poleciałam zakupić ten sam tusz. Dodatkowo jaśniejsza wersja zestawu do brwi od Essence i kultowa już chyba cielista kredka również od Essence. 


A z takim prezencikiem wrócił ostatnio z podróży mój mąż. Ja nie za często maluję się zieleniami i dostałam przyzwolenie na wykorzystanie tego duo w jakimś rozdaniu ale nie mam sumienia, takie drobiazgi mają u mnie wielką wartość sentymentalną :)


A to moje wszystkie zdobycze z 3 tygodniowej akcji w Rossmanie -49%. Całkiem skromnie.


Wpadła mi również mam nadzieję, że dobra pęsetka do brwi zakupiona w Sinsay - 4,99 zł.


Gromadka kosmetyków w większości zakupionych online w przeciągu kilku ostatnich tygodni.


Masła do smarowania brzuchola, których nie wiedzieć czemu pomimo tłumaczenia nie chciała Ala (Ala Ma Kota) i ku mojej ogromnej radości przekazała mi obydwa! A jak wiecie albo i nie, preferuję masła ponad balsamy a te z TBS dosłownie uwielbiam.


No i na koniec również przez Alę skusiłam się na zestaw pędzli Real Techniques, które pojawiły się w szczecińskim TK Maxx. Ich średnia cena na Allegro lub w drogeriach internetowych to około 100 zł lub lekko powyżej, my je kupiłyśmy za 69.90. 



Tak więc prezentują się moje nowości. Przyznam, że jest tego sporo i na razie robię szoppingową pauzę z kilku - mniej ważnych bądź bardzo ważnych powodów. 

Ach! Muszę jeszcze napisać, że oprócz tego wszystkiego co pokazałam powyżej, zdecydowałam się również na jedną, w równym stopniu dla mnie ważną jak i szalenie przyjemną inwestycję o której będzie osobny post - na pewno! Czekam obecnie niecierpliwie na przesyłkę i mam nadzieję, że się nie tym produkcie nie zawiodę. Zdecydowanie będzie o nim dłuższy post :) 

Dajcie znać co wam się podoba z tego co nazbierałam a co nie :) Czekam na komentarze i pozdrawiam was wyjątkowo gorąco bo właśnie tak jest dzisiaj za oknem - cuuudownie :)