Freedom Makeup London - przegląd nowości + swatche.

Freedom Makeup London - przegląd nowości + swatche.

Zastanawia mnie czy Freedom Makeup London weźmie szturmem nasz kosmetyczny rynek równie szybko, jak to zrobiła firma Makeup Revolution bo jest to "odszczep" tego samego producenta.

Od jakiegoś czasu nosiło mnie na jakieś kolorowe zakupy ale nie byłam przekonana co właściwie bym chciała. Szperałam po internetowych drogeriach w poszukiwaniu czegoś, czego jeszcze nie mam ale w sumie na nic nie mogłam się zdecydować. Pewnego dnia wpadła mi w oczy na FB promocja w drogerii Ekobieca - 20% na produkty Freedom Makeup London. Rozeznałam się cóż to za firma i kosmetyki i postawiłam właśnie na ich zakup.

Posiadam kilka produktów Makeup Revolution ale już w tym momencie od Freedom mam ich o kilka więcej. Dzisiaj chciałam wam dokładnie pokazać co kupiłam razem z prezentacją kolorów na skórze. Mi w wyborze okazały się pomocne podobne posty (jest już tego troszkę w necie), więc być może i mój okaże się komuś przydatny.


Z całego wachlarza możliwości zdecydowałam się na widoczne powyżej kosmetyki a dokładnie:
- 3 pomadki,
- 3 pojedyncze cienie,
- rozświetlacz,
- róż w mozaice kompaktowy,
- paletę róży,
- paletkę cieni.

W ofercie firmy znajdziemy o ile dobrze orientuję się 3 lub 4 serie pojedynczych cieni. Ja kupiłam jeden z serii Gilded i 2 z serii Nude. Cienie z każdej serii mają przypisane im numerki. Pojemność cieni - 2 g.



Od lewej: Nude 207, Gilded 220, Nude 208.


Od lewej Nude 207 i 208. Cienie mają delikatną, satynową konsystencję ale są dość połyskliwe jak perły. 


Gilded 220.


Wybrałam następnie jedną z 3 możliwych mini paletek - idealnych do zabrania w podróż. Wybrana przeze mnie wersja to Pro Shade & Brighten Shimmers Kit.



Pigmentacja cieni jest dobra. Nie jest powalająca ale zdecydowanie nie jest słaba. Podbicie koloru możemy uzyskać poprzez bazę pod cienie lub dołożenie kolejnych warstw. 



2 najciemniejsze cienie wybijają się intensywnością koloru najbardziej.


Takie zdjęcie musiało się w przypadku tej paletki pojawić, żebyście zobaczyły jaka jest malutka :) Ja sama byłam zdziwiona, myślałam, że będzie nieco większa. Jest jak już pisałam idealna do wrzucenia do wyjazdowej kosmetyczki.


Kolejne kosmetyki to mozaikowy róż oraz rozświetlacz. 



Róż Pink Cat, pojemność - 4 g, rozświetlacz Glow, pojemność 7,5 g!


Róż jest w idealnym dla mnie odcieniu - moja blada skóra kocha róże typu "baby pink", zawiera w sobie mikroskopijne drobinki, widziane  tylko z bardzo bliska. Rozświetlacz natomiast jest wpadający w złoto i będzie pasował do opalonych i śniadych odcieni skóry. Jest super napigmentowany i ma imponującą pojemność.


Nie mogło się obyć bez zakupu kilku pomadek. Róże, korale, maliny i fuksje to odcienie, które preferuję. 


Odcienie od lewej: Pro Pink 103 Pink Lust, Pro Pink 102 Candy Sweet, Pro Now 118 You Had Me At Hello.


Niestety przyznaję się uczciwie, że mam ogromne problemy z wydobywaniem prawdziwych odcieni pomadek na zdjęciach. Najwierniej kolor oddaje pomadka różowa po prawej. Niech mnie ktoś tego nauczy...


Na swatchach na dłoni kolory są dość dobrze oddane. Środkowa pomadka jest głęboką maliną. Odcienie od lewej: Pro Pink 103 Pink Lust, Pro Pink 102 Candy Sweet, Pro Now 118 You Had Me At Hello.


Na końcu zdecydowałam się na peltę róży Pink & Baked. Posiadam już jedną paletę z Makeup Revolution w odcieniach bardziej ceglastych i brzoskwiniowych. Tym razem chciałam wypróbować typowe róże. Palety nie powalają mnie jakością ale do codziennego użytku jak najbardziej się przydają. Paletki jeszcze na sobie nie testowałam więc jedynie mogę pokazać wam swatche na dłoni. 







2 rozświetlacze mają wybijającą się pigmentację. Różowy kolor rozświetlacza to bardziej wypiekany róż, jest jednak zbyt połyskliwy. Dla jasnych karnacji okaże się dobrym produktem do delikatnego rozświetlenia matowego różu na policzkach. 


Kosmetyki wyglądają obiecująco. W miarę możliwości będę chciała je wam bardziej przybliżyć i napisać dokładniejsze recenzje ze zdjęciami makijażów. 

Co o nich myślicie i czy w ogóle już o nich słyszałyście? A może macie już jakieś kosmetyki tej firmy? Czekam na komentarze :)

Ach! Jeszcze jedno. Założyłam ostatnio konto Snapchat. Nie raz słyszałam opinie, że początkowo ta aplikacja wydaje się być niezrozumiała i bez sensu po czym przy bliższym poznaniu się w nią wsiąka. Jeśli macie i lubicie to dobrowolnie zachęcam do dodania mnie. Mój nick to: kommokasia. Możecie w komentarzach zostawić mi wasze! 







Nowości.

Nowości.

Smutna (przynajmniej dla mnie) prawda jest taka, że w przeciągu ostatnich tygodni jak nie miesięcy pojawiają się u mnie jedynie posty z nowościami, denka i recenzje, z których muszę się wywiązywać (i dzięki im za to bo mnie mobilizują). Powoli jednak chyba zaczynam iść drogą do uporządkowania wielu prywatnych spraw, które pozwolą mi na powrót tutaj, do mojego wirtualnego domku. Każda blogerka mająca z różnych przyczyn przerwę w nadawaniu musi wiedzieć o co mi chodzi i co czuję.

Anyways...

Dzisiaj nowości. Musiałam już oczyścić się tym postem, gdyż torebeczki i siateczki z kupionymi i odłożonymi kosmetykami do jego przygotowania zaczęły pęcznieć a mnie coraz mocniej świerzbiły ręce gdyż nie mogłam się do nich teoretycznie dobrać (wszystko dla dobra zdjęć).

Jak zwykle niechętnie oceniam czy jest tego wiele czy nie aż tak bardzo (kwestia względna). Same oceńcie i jak zawsze czekam na wasze komentarze. Zawsze jestem ciekawska czy posiadacie jakieś kosmetyki z tych, które pokazuję i jakie macie o nich zdanie. A może coś wpadło wam w oko i was zainspirowałam do kupna. Dajcie znać.

Przechodząc do konkretów...


Tak wygląda górka nowej kolorówki.


Dużo skromniej pielęgnacja i akcesoria. 


- nowa odżywka do rzęs, która na swoją kolej musi poczekać z racji stosowania Bodetko Lash
- odżywka Marion do włosów (to pierwszy kosmetyk tej firmy u mnie
- tonik Ziaja (podoba mi się nowy design buteleczki)
- Lirene krem, kupiony w Rossmannie po "cenie na dowidzenia"


- woda toaletowa Volare z Oriflame (prezent)
- Vichy Idealia na noc, który już używam i jego recenzję możecie przeczytać tutaj
- Nivea krem do twarzy
- Original Source żel pod prysznic


W międzyczasie dokupiłam do mojego grona pędzelków RT model Setting Brush oraz nową paletę Inglota, którą można personalizować wkładami.


Kolorówka to mój najulubieńszy dział. Zakupiłam kilka osławionych już kosmetyków, kilka razy zaspokoiłam czystą delirkę na kolorówkę, kilka rzeczy też otrzymałam. Zaczynamy.

- bronzer Kobo - już kultowy
- rozświetlacze Catrice i My Secret


Pomadka matowa Golder Rose - wyobraźcie sobie moje zdziwienie gdy robiąc zdjęcia, zorientowałam się, że w odstępie czasu kupiłam dwa identyczne odcienie... Na zdjęciu, żeby się nie wygłupiać jest oczywiście tylko jedna z pomadek.


Kosmetyki Provoke od Dr Irena Eris otrzymane dzięki współpracy.


Cienie My Secret, Kobo, Essence i Inglot


- tusz Kobo
- pomadka w kredce My Secret
- błyszczyk Essence 
- lakier Golden Rose


Cienie błyskotki (wszystkie uwielbiam) Flormar, New Look, Inglot.


Odżywka Bodetko Lash, którą dostałam od firmy do testowania. Wkrótce pojawi się post ze wstępem do kuracji i zdjęciami rzęs "przed".


Postanowiłam zaszaleć i przepuściłam troszkę urodzinowej kasy na nowość na rynku czyli kosmetyki firmy Freedom Makeup London - są to kosmetyki od tego samego producenta co Makeup Revolution. Mam nadzieję, że na dniach pojawi się post z prezentację tego co widzicie na zdjęciu.

I tą fotką kończę temat nowości zgromadzonych w przeciągu ostatnich kilku miesięcy. Myślę, że biorąc pod uwagę okres czasu w jakim przyszło mi nabyć lub dostać powyższe kosmetyki - nie jest ich aż tak wiele. Czekam na wasze komentarze!

Pampers Baby Pants - Pucia jednorazową testerką.

Pampers Baby Pants - Pucia jednorazową testerką.

Dzisiejszy post będzie nieco odmienny od wszystkich innych bo będzie to post o... pieluszkach. Bez obawy, blog nie zmieni się w recenzujący coś innego oprócz kosmetyków i nie będzie odbiegał od typowo kobiecych tematów. Mając jednak okazję przetestowania nowości firmy Pampers (Pampers Pants) skorzystałam z niej głównie z jednego powodu - tak wyszło, że marce Pampers jesteśmy wierni od początku życia Puci i chciałam z ciekawości zaobserwować wady i zalety nowego produktu i porównać go do tradycyjnych pieluszek.

Osoby zawiedzione postem proszę o zrozumienie jednocześnie mam nadzieję, że znajdą się tu blogujące mamy i nie tylko, które być może skorzystają i wezmą pod uwagę moją opinię.

Majteczki panelem z wkładem chłonnym nie różnią się praktycznie od tradycyjnych pieluszek. Nie odbiegają też jakością w kwestii samej chłonności - jest bardzo wysoka i tak samo dobra jak w pieluchach. Jak dla mnie wizualnie panel główny jest właściwie identyczny jak w pieluszkach.

Pieluszki od majteczek różni przede wszystkim sposób ich "instalacji" na maluszku. W pieluszkach mamy tradycyjne skrzydełka na rzepach po obu jej stronach. W majteczkach zamiast nich znajduje elastyczny, delikatny i komfortowy w noszeniu pasek, który idealnie dopasowuje się do podbrzusza dziecka i pupy. Przyznam, że nigdy nie miałam większego problemu z przemieszczaniem się tradycyjnej pieluchy, majteczki natomiast jeszcze bardziej umożliwiają pieluszce pozostanie na miejscu. Dodatkowy plus to fakt, że elastyczny pasek znacznie lepiej dopasowuje się do zwiększającego i zmniejszającego się obwodu w pasie podczas gdy mała co chwilę upada i ponownie wstaje z podłogi. Na pewno zwiększa to jej ogólny komfort.

W moim przypadku majteczki mają jeszcze jedną przewagę nad pieluszkami - moja Pucia jest niewiarygodnie aktywnym dzieckiem, również (a czasami mam wrażenie, że szczególnie) podczas zmiany pieluchy. Nie sposób jej czasami dorwać, tym bardziej wytłumaczyć, żeby dosłownie przez chwilkę poleżała na łóżku gdy ją zakładam. Pieluszkowe majtki natomiast mogę jej założyć swobodnie już w pozycji stojącej, którą obecnie zdecydowanie preferuje.

Jeśli obawiacie się ściągania zużytej pieluszki i macie wizję przeciągania jej po całej długości nóżek - nie bójcie się :) Majteczki rozdziera się z łatwością po ich bokach i bez problemu ściągamy je jak tradycyjną pieluchę.

Moje zdanie o Pampers Pants po ich przetestowaniu jest jak najbardziej pozytywne. Są to można powiedzieć pieluszki po liftingu. Nie uważam jednak, aby przebijały zwykłe pieluchy w swojej funkcjonalności w znaczący sposób. Są trochę bardziej komfortowe w noszeniu. Ogólnie jestem zadowolona i polecam mamom maluchów.

Pampers Pants dostępne są w 3 rozmiarach - 4, 5 i 6. Dostępne bez problemu w większości sklepów wielobranżowych i drogeriach sieciowych.

Pieluszki przetestowałam dzięki portalowi Ofeminin.pl.Pod tym linkiem (klik) możecie poznać opinie innych mam na temat pieluszkowych majteczek.