Urban Skin - nowa seria do pielęgnacji twarzy firmy Nivea

Od ponad tygodnia testuję nową serię do pielęgnacji twarzy, tym razem od firmy Nivea. Jest to seria Urban Skin skierowana dla potrzeb skóry kobiet mieszkających w mieście. W jej skład wchodzą - krem na dzień, żel - krem na noc i 1 minutowa maska oczyszczająca, wspierająca pielęgnację kremową. O moich początkowych spostrzeżeniach i opinii na jej temat możecie przeczytać w dzisiejszym poście.



Już od samego początku bardzo spodobała mi się kolorystyka opakowań i grafika wszystkich produktów. Jest wyrazista i energetyczna czyli właśnie taka jak miejska atmosfera. Zachowana jest w głównie w zielonym, limonkowym odcieniu. Wszystkie produkty kupujemy zapakowane w kartoniki, na których możemy wyczytać rozszerzone informacje na ich temat. Kremy znajdują się w plastikowych słoiczkach a maska w wyciskanej tubce.

Co pokrótce możemy się dowiedzieć o produktach od samego producenta.

Maska zawiera w sobie białą glinkę i aktywny ekstrakt z magnolii. Zapewnia bardzo głębokie oczyszczenie i złuszcza martwe komórki naskórka dzięki peelingującym drobinkom. Udoskonala cerę i wspiera jej piękny wygląd.

Krem na dzień zawiera kwas hialuronowy, antyoksydanty i ekstrakt z bio zielonej herbaty. Zapewnia 48 godzinne nawilżenie oraz dodatkową ochronę antyoksydacyjną. Wzmacnia naturalny system ochronny skóry. Pomaga chronić skórę przed negatywnym wpływem czynników zewnętrznych, zanieczyszczeniem powietrza i szkodliwym działaniem promieni słonecznych dzięki ochronie UVA/UVB (SPF 20).

Żel - krem na noc zawiera również kwas hialuronowy, antyoksydanty i ekstrakt z bio zielonej herbaty. Pomaga oczyszczać skórę z toksyn każdego wieczoru. Przywraca zdolność antyoksydacyjną skóry i wzmacnia jej naturalny system ochronny, pomaga cerze zregenerować się podczas snu oraz zapewnia obfite nawilżenie.

Jak kosmetyki wypadają u mnie w rzeczywistości? Zacznijmy od przemaglowania kremów.

Pierwsze co rzuca się w oczy po otwarciu słoiczków to ich kolory i konsystencja, która na gołe oko różni się od typowych kremów. Zarówno krem na dzień jak i żel - krem na noc są pastelowo zielone - nazwałabym ten odcień rozbieloną miętą. Pomimo, że jedynie krem na noc ma w swojej nazwie słowa krem - żel to odniosłabym to określenie również do kosmetyku na dzień. Dla mnie ich formuła praktycznie się nie różni.



Na początku z dozą sceptycyzmu podeszłam do tej pielęgnacji właśnie ze względy na wspomnianą formułę. Moja skóra jest sucha, żelowe kosmetyki zawsze kojarzą mi się z tymi, które nie wystarczająco ją nawilżają. Jest ona zazwyczaj ściągnięta po umyciu żelem do demakijażu wieczorem czy przemyciu rano tonikiem. Na szczęście produkty Nieva dość dobrze dały radę zmierzając się z tym problemem. Skóra po ich użyciu od razu przestałą ciągnąć a ja odczułam ulgę.


Obydwa kremy (piszę o nich obu na raz, ponieważ nie zauważyłam większej różnicy w ich stosowaniu rano i wieczorem) są leciutkie i dość dobrze się wchłaniają. Nie odczuwałam aby zostawiały na skórze film, jednak dotykając ją zauważyłam, że skóra na początku lekko się lepi. Mi to nie przeszkadzało. Krem na dzień doskonale współgrał ze wszystkimi podkładami jakich używałam a ten efekt lekkiej lepkości wręcz mi odpowiadał przy ich nakładaniu (lubię go stemplować pędzlem zamiast rozcierać). Miałam wrażenie, że dzięki temu podkład lepiej się trzymał skóry.


A co jeśli chodzi o nawilżenie? Na kartonikach kremów widnieje hasło - booster nawilżenia. To również na początku przykuło moją uwagę bo to jest właśnie to, czego moja skóra potrzebuje. Po aplikacji kosmetyków owszem, odczuwałam kojące nawilżenie lecz muszę powiedzieć, że osobiście preferuję znacznie bardziej intensywny efekt. Ja lubię ciężkawe kremy, które dosłownie czuć na twarzy - seria Urban Skin jest lekka, delikatna, dająca nieprzytłaczający efekt. Myślę, że jest to seria idealna na wiosenno - letni okres, przynajmniej dla mnie. Wspomnę jeszcze, że z biegiem dnia skóra twarzy była jak najbardziej ładnie nawilżona, nie odczuwałam suchości a po głowie nie krążyły mi żadne myśli, że krem nie zaspokaja zapotrzebowań mojej cery. Tak samo czułam się rano.

Muszę jeszcze napisać o jednym, myślę że ważnym aspekcie obydwu kremów a jest nim ich zapach. Kremy (jak dla mnie) prześlicznie pachną. Gdy pierwszy raz użyłam kremu na dzień to jego zapach chodził za mną wszędzie przez naprawdę długi czas. Krem na dzień pachnie powiedzmy delikatnie w porównaniu do żel - kremu na noc ale wg mnie cały czas jest mocno wyczuwalny. Wersja wieczorna z kolei pachnie naprawdę mocno jak na kosmetyki z tej kategorii i to może być dla kogoś wielki plus lub cecha wykluczająca jego używanie. Ja, pomimo, że mam świadomość, że składniki zapachowe są tymi, które potrafią uczulić lub podrażnić, to zakochałam się w nich od pierwszego użycia.

Dodatkowym plusem, o którym muszę wspomnieć w przypadku wersji na dzień to filtr SPF 20. Fajne również jest to, że kremy mają 2 kolory wieczek - białe na dzień i granatowe na noc. Bez problemu więc możemy sięgnąć po interesujący nas o danej porze dnia kosmetyk, bez zbędnego wczytywania się w etykietę.


Przejdę teraz do maski. Jest to kosmetyk uzupełniający podstawową pielęgnację. Nakładamy ją na co najmniej 1 minutę przed zastosowaniem kremu. Niestety gdy pierwszy raz sięgnęłam po nią, skóra w bardzo krótkim czasie po jej nałożeniu zaczęła mnie piec. Nie było to palące pieczenie ale zdecydowanie intensywne. Postanowiłam jednak poczekać i sprawdzić czy nie jest to chwilowe odczucie. Maska również delikatnie pachnie jednak inaczej niż kremy. Zawiera w sobie mikro drobinki, które mają peelingować nasz naskórek. Ja nakładałam kosmetyk pędzelkiem więc nie bardzo odczułam ten efekt. Po około jednej minucie maska zaczyna zastygać a ponieważ u mnie pieczenie nie ustępowało, postanowiłam wtedy ją zmyć. Miałam obawy, że moja skóra będzie zaczerwieniona, na szczęście po umyciu wyglądała zupełnie normalnie a uczucie pieczenia momentalnie odeszło. Po osuszeniu twarzy odczuwałam mocne ściągnięcie skóry, które zniwelowało użycie kremu z serii. Ze względu na to, że nie rozcierałam maski na twarzy palcami (nie skorzystałam z efektu peelingu) nie zauważyłam wygładzenia cery ale wyglądała na ładnie oczyszczoną.



Jestem ciekawa czy efekt pieczenia to coś normalnego w przypadku tego kosmetyku, póki co nie zdecydowałam się na ponowną aplikację ale myślę, że dam jej jeszcze jedną szansę. Nakładanie maseczek wiąże się raczej z przyjemnością i relaksem dla skóry i pomimo, że po zmyciu twarzy wszystko z nią było w jak największym porządku to uczucie pieczenia mnie mocno na wstępie zniechęciło.




Jakie jest moje podsumowujące zdanie na temat serii Urban Skin od Nivea? Kremy jak najbardziej polecam. Ze względu na ich lekkość i ten oszałamiający zapach będę do nich wracać w porze letniej. Krem na dzień jest bardzo fajną i przyjemną bazą pod makijaż. Krem na noc oprócz pielęgnacji koił moje zmysły poprzez swój zapach. Natomiast jak możecie się domyślić maskę sobie odpuszczę gdy ponowi się to nieprzyjemne pieczenie podczas drugiej aplikacji na mojej twarzy.

Seria Urban Skin jest dostępna w wielu drogeriach. Pojemność kremów to 50 ml, maski - 75 ml. Cena kremów - ok 17 zł, ceny maski nie znalazłam - przepraszam :)

Na samym końcu pod zdjęciami wrzucam listę składników poszczególnych kosmetyków.




Składniki:

Krem na dzień
Aqua, Octocrylene, Glycerin, Ethylhexyl Salicylate, Alcohol Denat., Butyl Methoxydibenzoylmethane, Methylpropanediol, Distarch Phosphate, C12-15 Alkyl Benzoate, Butylene Glycol Dicaprylate/Dicaprate, Silica Dimethyl Silylate, Glycyrrhiza Inflata Root Extract, Camellia Sinensis Leaf Extract, Sodium Hyaluronate, Glyceryl Stearate, Cetearyl Alcohol, Dimethicone, Carbomer, Dimethiconol, Sodium Polyacrylate, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Trisodium EDTA, Sodium Hydroxide, Phenoxyethanol, Citronellol, Linalool, Alpha-Isomethyl Ionone, Limonene, Benzyl Alcohol, BHT, Parfum, CI 47005, CI 42090

Żel - krem na noc
Aqua, Cyclomethicone, Glycerin, Alcohol Denat., Distarch Phosphate, Methylpropanediol, Butylene Glycol Dicaprylate/Dicaprate, Glucosylrutin, Isoquercitrin, Glycyrrhiza Inflata Root Extract, Camellia Sinensis Leaf Extract, Sodium Hyaluronate, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Carbomer, Sodium Polyacrylate, Trisodium EDTA, Dimethiconol, Sodium Hydroxide, BHT, Phenoxyethanol, Citronellol, Linalool, Alpha-Isomethyl Ionone, Limonene, Benzyl Alcohol, Parfum, CI 47005, CI 42090 

Maska
Aqua, Kaolin, Glycerin, Alcohol Denat., Glyceryl Stearate, Cetearyl Alcohol, Microcrystalline Cellulose, Butyrospermum Parkii Butter, Caprylic/Capric Triglyceride


15 komentarzy:

  1. Mnie też maseczka zaczęła piec, może to wina działania glinki :P Jak dla mnie maska jest najlepsza z całej trójcy i ją uwielbiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez bralam to pod uwagę, na pewno dam jej drugą szansę.

      Usuń
  2. Cieszę się, że marka odeszła od standardowej konsystencji, kolorystyki i szaty graficznej :) Nowości zawsze są mile widziane i cieszą oko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się pod Twoim komentarzem obiema rękoma :)

      Usuń
  3. nie przekonują mnie jakoś kosmetyki Nivea. Pewnie nie sięgnę. Jedyne co używam to standardowy kremik nivea, który kiedyś zawsze był w moim domu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie muszę sięgnąć kiedyś po ten klasyk :)

      Usuń
  4. Bardzo zaciekawiła mnie ta seria :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Maska ma moc! Też czułam pieczenie, ale potem już było ok :) Nie podrażniła mnie, za to mocno oczyściła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie było właśnie też samo pieczenie a nie podrażnienie. Ale nie jesteś pierwszą osobą, która pisze o tym pieczeniu. Może jest to na zasadzie przez ból do celu :)

      Usuń
  6. z maską się polubiłam, ale kremy niekoniecznie przypadły mi do gustu ;/ krem na dzień jest za ciężki, a na noc za lekki ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie obydwa są lekkie. Każda skóra inaczej to czuje :)

      Usuń
  7. Z tego co kojarzę to maska dopiero wejdzie do Rossmanna w listopadzie i też ma kosztować ok. 17 zł :)

    OdpowiedzUsuń