Balea - grejpfrutowy żel do mycia twarzy.
Zaczynam rozliczać się z recenzjami kosmetyków, których "sesje zdjęciowe" już dawno wykonałam a nie mogłam się zebrać w sobie aby w końcu usiąść i coś o nich napisać.
Dzisiaj o żelu do mycia twarzy o kuszącym grejpfrutowym zapachu. Na opakowaniu jest napisane, że powinien nas orzeźwić i początkowo od razu takie miałam z nim skojarzenia. Ja jednak żelu do mycia twarzy używam zazwyczaj tylko wieczorem a orzeźwienie kojarzy mi się jakoś z porankiem.
Żel w buteleczce z dozownikiem (mój ulubiony sposób aplikacji żeli do twarzy) w słodkim różowym wydaniu. Pojemność 150 ml. Ceny oczywiście nie kojarzę ale jestem pewna, że jest to kwestia około 2 euro.
Pomimo poręcznej pompki do dozowania sam żel jest skubanie gęsty i przyznam, że aplikacje nie należy do najłatwiejszych. W porównaniu do innych produktów jego wyciskanie idzie dość opornie.
Kosmetyk zawiera w sobie drobinki, o których nic nie wyczytałam na opakowaniu, mogę się domyślać, że są to zanikające przy myciu cząsteczki któregoś ze składników. Czytałam w recenzji innej blogerki, że są to drobinki peelingujące z czym się nie zgadzam.
Żel ma za zadanie łagodnie oczyścić naszą twarz i odświeżyć ją przy pomocy witaminowego koktajlu, składającego się z witaminy C i prowitaminy B5. I teraz słuchajcie, przyznam, że nie jestem maniaczką sprawdzania składu każdego kosmetyku ale nad tym usiadłam. Zastanowił mnie ten witaminowy koktajl. Najpierw okiem totalnego laika przeleciałam po składnikach na opakowaniu, po czym zaczęłam szperać i sprawdzać każdy pojedynczy składnik na necie. Nie wszystkie znalazłam ale i tak wydaje mi się, że nie znalazłam zbyt wiele związanego z podawanymi przez producenta witaminami. Jeśli się znacie to pomóżcie.
Zapach grejpfrutowy przebija ale jest on podłożony dość chemiczną wonią. Mi jakoś mocno nie przeszkadzał, ale nie powiedziałabym, że jest on odpowiedni dla tego rodzaju kosmetyku. Wolałabym coś delikatniejszego i mniej chemicznego.
Po całym tym wstępie może się wydawać, że żel mnie rozczarował. Jednak samo jego działanie było dla mnie całkiem w porządku. Piszę było gdyż produkt jest u mnie na wykończeniu. Żel dokładnie oczyszczał moją twarz, był wg mnie wydajny (jedna pompeczka wystarczy do jednej aplikacji). Nigdy mnie nie podrażnił i pomimo, że na opakowaniu jest napisane, żeby omijać okolice oczu to przyznam, że nie raz domywając makijaż leciałam i po nich i nigdy nie odczułam żadnego pieczenia czy jakiejś nieprzyjemnej reakcji. Ogólnie z samego działania byłam zadowolona.
Podsumowując produkt okazał się dla mnie przeciętnym kosmetykiem, pomimo zadowalającego działania wzbudza u mnie kilka wątpliwości o których napisałam w pierwszej części posta. Nie sądzę abym kiedykolwiek skusiła się na kolejne opakowanie.
Chyba zacznę solidniej analizować składy kosmetyków, szkoda tylko, że przy kupnie jakiegoś produktu nie mam absolutnie jeszcze takiego rozeznania i wiedzy, żebym po przeczytaniu listy składników danego kosmetyku w sklepie, mogła wywnioskować o jego jakości.
Dajcie znać czy miałyście do czynienia z tym żelem i jakie jest wasze zdanie, a może słyszałyście jakieś opinie o nim?
Dzisiaj o żelu do mycia twarzy o kuszącym grejpfrutowym zapachu. Na opakowaniu jest napisane, że powinien nas orzeźwić i początkowo od razu takie miałam z nim skojarzenia. Ja jednak żelu do mycia twarzy używam zazwyczaj tylko wieczorem a orzeźwienie kojarzy mi się jakoś z porankiem.
Żel w buteleczce z dozownikiem (mój ulubiony sposób aplikacji żeli do twarzy) w słodkim różowym wydaniu. Pojemność 150 ml. Ceny oczywiście nie kojarzę ale jestem pewna, że jest to kwestia około 2 euro.
Pomimo poręcznej pompki do dozowania sam żel jest skubanie gęsty i przyznam, że aplikacje nie należy do najłatwiejszych. W porównaniu do innych produktów jego wyciskanie idzie dość opornie.
Kosmetyk zawiera w sobie drobinki, o których nic nie wyczytałam na opakowaniu, mogę się domyślać, że są to zanikające przy myciu cząsteczki któregoś ze składników. Czytałam w recenzji innej blogerki, że są to drobinki peelingujące z czym się nie zgadzam.
Żel ma za zadanie łagodnie oczyścić naszą twarz i odświeżyć ją przy pomocy witaminowego koktajlu, składającego się z witaminy C i prowitaminy B5. I teraz słuchajcie, przyznam, że nie jestem maniaczką sprawdzania składu każdego kosmetyku ale nad tym usiadłam. Zastanowił mnie ten witaminowy koktajl. Najpierw okiem totalnego laika przeleciałam po składnikach na opakowaniu, po czym zaczęłam szperać i sprawdzać każdy pojedynczy składnik na necie. Nie wszystkie znalazłam ale i tak wydaje mi się, że nie znalazłam zbyt wiele związanego z podawanymi przez producenta witaminami. Jeśli się znacie to pomóżcie.
Zapach grejpfrutowy przebija ale jest on podłożony dość chemiczną wonią. Mi jakoś mocno nie przeszkadzał, ale nie powiedziałabym, że jest on odpowiedni dla tego rodzaju kosmetyku. Wolałabym coś delikatniejszego i mniej chemicznego.
Po całym tym wstępie może się wydawać, że żel mnie rozczarował. Jednak samo jego działanie było dla mnie całkiem w porządku. Piszę było gdyż produkt jest u mnie na wykończeniu. Żel dokładnie oczyszczał moją twarz, był wg mnie wydajny (jedna pompeczka wystarczy do jednej aplikacji). Nigdy mnie nie podrażnił i pomimo, że na opakowaniu jest napisane, żeby omijać okolice oczu to przyznam, że nie raz domywając makijaż leciałam i po nich i nigdy nie odczułam żadnego pieczenia czy jakiejś nieprzyjemnej reakcji. Ogólnie z samego działania byłam zadowolona.
Podsumowując produkt okazał się dla mnie przeciętnym kosmetykiem, pomimo zadowalającego działania wzbudza u mnie kilka wątpliwości o których napisałam w pierwszej części posta. Nie sądzę abym kiedykolwiek skusiła się na kolejne opakowanie.
Chyba zacznę solidniej analizować składy kosmetyków, szkoda tylko, że przy kupnie jakiegoś produktu nie mam absolutnie jeszcze takiego rozeznania i wiedzy, żebym po przeczytaniu listy składników danego kosmetyku w sklepie, mogła wywnioskować o jego jakości.
Dajcie znać czy miałyście do czynienia z tym żelem i jakie jest wasze zdanie, a może słyszałyście jakieś opinie o nim?
Prezentuje się bardzo ładnie, szkoda że nie przypadł ci do gustu bardziej :)
OdpowiedzUsuńszału nie ma, dobrze wiedzieć
OdpowiedzUsuńSzkoda, że chemiczny ten zapch, bo uwielbiam grejpfrut.
OdpowiedzUsuńNie lubię chemicznych zapachów.
OdpowiedzUsuńOstatnio wyszukuję coraz więcej kiepskich produktów z Balea, w końcu nic nie może być idealne.
OdpowiedzUsuńnie mialam niestety:)
OdpowiedzUsuńWprawdzie mój komentarz się tyczy poprzedniego posta, ale daję tu żeby był dojrzany. Kocham Twojego bloga za futrzanego grubcia, bo sama mam takiego tylko w wersji rudej :D przy okazji pewnie i u mnie zawita :)
OdpowiedzUsuńHehe, w takim razie czekam na jakieś zdjęcia Twojego rudzielca, mam nadzieje, że nie ominę tego posta :)
Usuń