Denko nr 10. Największe z największych.

Poniższe denko to wstydliwe denko. To nie denko a ogromne dno. Sama nie wiem ile miesięcy zbierałam zużyte opakowania ale wiem jedno - ilość wymknęła mi się zdecydowanie spod kontroli. Mam na ten stan oczywiście dziesiątki usprawiedliwiających argumentów.

Tubki, butelki i inne opakowania wylądowały już w każdym razie w koszu, nowe puste opakowania powoli napływają więc nie zalegam już dłużej z denkowym postem i zapraszam na przegląd moich zużyć.

Nie wiem czy też tak macie, że zalegają gdzieś w czeluściach waszych szafek lub co gorsze na wierzchu kosmetyki, które już bardziej nawet niż tylko dawno temu powinny być wyrzucone ale z jakiegoś sentymentalnego powodu nadal je trzymacie. Stoją nieużywane bo macie świadomość, że w sumie ich data przydatności dawno minęła. I pomimo, że wyglądają jakby nic im nie było to nie jesteście wstanie odważyć się ich użyć... Pozbyłam się takich kilku przy okazji tego denka.

Ponieważ kosmetyków jest dość sporo, nie rozwlekałam się z ich szczegółowymi opisami. Do części z nich podałam linki z recenzjami.

Dobra, lecimy...


2 ogromne paki pustych opakowań.



Szampon Loreal i Dove sprawdziły się u mnie w porządku, Balea odżywka w przeciwieństwie do szamponu z tej samej linii była świetna. Tak samo dobrze wspominam odżywkę w sprayu Gliss Kur.


Najmilej z powyższych produktów wspominam żel i kremowy żel pod prysznic Lirene. Wydajne i cudownie pachnące. Link do recenzji truskawkowego żelu tutaj - klik.


Z mazideł do ciała masła The Body Shop uwielbiam. Zostało mi ostatnie w zapasie i na pewno w przyszłości do nich powrócę. Lirene balsam przyjemny i jak zawsze wspaniale pachnący. Najmniej z powyższych balsamów polubiłam Le Petit Marseillais, który nie dawał mi wystarczającego nawilżenia. Obłędnie za to pachniał. O serum do ciała z serii emolientów Lirene pisałam tutaj - klik


Zeszły mi w ostatnim okresie 4 żele do mycia twarzy. O tym multifunkcyjnym od Under 20 przeczytacie tutaj - klik.


Z powyższych kosmetyków najmniej przypadł mi do gustu dwufazowy płyn do demakijażu Delii, którego nie zużyłam do końca. Dwufazówki choć skutecznie usuwają makijaż to nie są moimi ulubieńcami. Nie przepadam i jeśli je posiadam to najczęściej zostaję nimi obdarowana. Recenzja do płynu Nivea tutaj - klik. Recenzja produktu 3 w 1 Lirene tu - klik.


Z powyższych kremów do twarzy niestety chyba żadnego nie opisałam na blogu. Jak widzicie zużyłam 2 tubki kremu pod oczy Rival De Loop, który bardzo lubię - fajnie nawilża okolice oczu i można go kupić za grosze.


Nad antyperspirantami nie ma się co rozwodzić. Lubicie czasami używać męskich? :) Ja z przyjemnością zużyłam Old Spice ;)


Nie raz i nie dwa wspominałam o mojej sympatii do mgiełek z Avonu.


Przy kolorówce zdecydowałam przyhamować i nieco więcej napisać o zużyciach. 

1. Puder Stay Matte Rimmel mnie nie zachwycił a kupiłam go na fali jego dobrych recenzji. Nie uważam go za żaden bubel ale dla mnie był jedynie poprawnym matującym pudrem. Na mojej skórze pozostawiał lekko sztuczny, zbyt pudrowy efekt, jednak nie na tyle mnie zniechęcający, że być może w przyszłości przy okazji jakiejś promocji skuszę się na niego ponownie.

2. Pierre Rene - sypki puder ryżowy. Bardzo fajny produkt za niewielką cenę. Delikatnie pachniał co mi akurat odpowiadało.

3. Maskara Eveline - zdecydowanie na plus.

4. Yves Rocher maskara Sexy Pulp - świetny tusz, który na pewno ponownie znajdzie się w moich zbiorach w przyszłości. Nawet udało mi się dopracować nakładanie go przy pomocy niezbyt korzystnej dla moich rzęs szczoteczki. Polecam ją bardzo. 

5. Wibo Boom Boom maskara (recenzja). To moje wielkie rozczarowanie po ogromnym zachwycie. Początkowo kupiłam jedną tubkę tego kosmetyku, który okazał się strzałem w dziesiątkę dzięki efektowi jaki nadawał moim rzęsom. Druga tubka przywędrowała do mnie w Joy Boxie z czego byłam oczywiście ogromnie zadowolona. Niezbyt długo jednak. Do dzisiaj nie potrafię pojąć o co tak naprawdę chodzi, że dwa te same produkty z różnych opakowań wzbudziły u mnie tak sprzeczne odczucia. Podczas używania drugiej tubki tuszu rzęsy okrutnie mi się kleiły, stawały się grudkowate, ciężkie i wyglądały naprawdę nieciekawie. Niestety po tym doświadczeniu nie skuszę się na kolejne opakowanie tej maskary. 

6. Wibo Pump Up - kolejny kultowy produkt w blogosferze, który u mnie kompletnie się nie sprawdził.

7. Eveline serum do rzęs - do dzisiaj mój ulubieniec, obecnie zużywam kolejną tubeczkę tego kosmetyku. Jego recenzja tutaj - klik.

8. Lirene Glam Matt - recenzja - klik. Z sentymentem i uśmiechem na ustach zajrzałam do posta z recenzją tego podkładu. Byłam wtedy w zaawansowanej ciąży i moja twarz na zdjęciach jest taka inna, bardzo pękata :) Miłe wspomnienia.

9. Błyszczyk H&M - przyznam, że nie jedyny raz dałam się skusić na mieniące się przy kasach błyszczyki z tej sieciówki. Są gęste i kleiste co może komuś przeszkadzać. Ja takie lubię, dodatkowo dłużej trzymają się na ustach.

10. Urban Decay Primer Potion - mój niekwestionowany ulubieniec kosmetyczny od lat. Jakże ogromna była moja radość, gdy UD pojawił się w Sephorze wiedząc, że nie będę musiała więcej ściągać bazy zza granicy. Oczywiście któraś już w mojej historii makijażowej tubeczka jest obecnie w użyciu. 



1. Paletka błyszczyków Revlon - kupiona jeszcze za mojej angielskiej migracji milion lat temu. Przenoszona z miejsca na miejsce w końcu została przeze mnie pożegnana.

2. Błyszczyk Balance Me, który znajdował się o ile dobrze pamiętam w Glossy Boxie. 100% naturalnych składników. Zapewne dlatego stosunkowo szybko się zważył i nadał jedynie do wyrzucenia. Praktycznie go nie używałam.

3. Kolejny dziadzio z Anglii - mój ulubiony bardzo róż również z Revlon. Od dawna już po niego nie sięgałam ale sentyment nakazał mi nieco go przetrzymać. Wyrzucony ze spokojem -jak widać godnie zużyty.

4. Wibo błyszczyk Spicy Lip Gloss. Przyszedł czas jego wyrzucenia. 

5. Błyszczyk The Body Shop - z żalem wyrzucony, prawie nie używany. 

6. Korektor NYX - wysłużony, nie do końca zużyty. Zrobił się tępy i nieco suchy. Bardzo dobry korektor, w tym słoiczkowym wydaniu chyba już niedostępny. 


1. i 7. Określiłabym je jako "nawilżacze" ust z The Body Shop. Pamiętacie bardzo popularne z 20 lat temu błyszczyki w kulce? Miały specyficzny zapach i praktycznie nie dawały żadnego nawilżenia. Ale prawie każda dziewczyna je miała. Te z TBS wyglądają podobnie ale to już inna klasa produktu, kolejne 100% naturalne kosmetyki. Niestety nie podbiły mojego kosmetycznego serca i po dłuższym czasie nieużywania postanowiłam się z nimi rozstać.

2. i 6. Matująca i silikonowa baza z Sephory. Pozytywne produkty, które lecą do kosza z powodu przeterminowania.

3. Baza pod cienie zakupiona z peletką firmy Accessorize. Nie odważyłam się jej użyć.

4. Mixa krem łagodzący. Następny kosmetyk, którego nie zużyłam. Niestety okrutnie ważył mi się z podkładami. Próbowałam go używać w dni bez makijażu ale po jakimś czasie całkowicie go odrzuciłam.

5. Krem pod oczy z kwasem hialuronowym Eveline - kolejny bubel u mnie. Był jakiś dla mnie oporny, słabo nawilżał. Zmuszałam się do jego zużycia ale nie udało się, zrezygnowałam.


Dalsze kosmetyki odrzucone z powodu przeterminowania.


Zużywanie próbek idzie mi okrutnie opornie. 


I na koniec kolejna butla zmywacza do paznokci Isana oraz krem do rąk Cztery Pory Roku, który tradycyjnie dostawałam od taty pod choinkę... Aż w tym roku brutalnie tę tradycję przerwałam :)

Wiem, że napiszę to po raz już zapewne któryś ale obiecuję, że więcej do podobnego denka nie doprowadzę!

Dzisiaj miałam chwilę wolnego oraz przypływ natchnienia i ogarnęłam dość sporo zdjęć kosmetyków pielęgnacyjnych, których obecnie używam i których recenzje będą się w najbliższym czasie systematycznie na blogu pojawiać. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie również uda mi się zrobić to samo z kosmetykami makijażowymi ponieważ mam tony nowości, o których chciałabym wam opowiedzieć. 

Ja tymczasem powoli zaczynam się nastrajać imprezowo przed dzisiejszym wieczorem. Pozdrawiam was i dzięki, że ze mną jesteście!

7 komentarzy: